Dragon Ball

Dr. Slump

Dr. Slump - TopLista

Moje Pokemony by Gotenks - 14 rysunków Pokemonów

ADAM MAŁYSZ RZĄDZI I DZIELI
sezon marzeń

- MŚ LAHTI 2001 -
© CLIO II 2001 Gdańsk

      MŚ LAHTI 2001

        Na narciarskie Mistrzostwa Świata w Lahti - największym ośrodku sportowym Finlandii - cieszyli się wszyscy kibice w Polsce - głównie kibice skoków narciarskich. Nasza gwiazda, Adam Małysz, mogła w końcu wywalczyć największe (po medalu olimpijskim) trofeum w tym sporcie i dowieść tym, kto jest obecnie najlepszy na świecie. Chyba nikt w naszym kraju nie wątpił, że Adam Małysz przywiezie z Lahti dwa złote medale...

Lahti 2001

        A przecież kandydatów do medalu było wielu... Podczas ostatniego sprawdzianu przed mistrzostwami - konkursu Pucharu Świata w Willingen - rewelacyjnie wręcz zaprezentowali się gospodarze mistrzostw. Ekipa w składzie: Kantee, Hautamäki, Soininen i Jussilainen zwyciężyła z druzgocącą przewagą ponad stu punktów nad drugą w kolejności Austrią, zaś w dwóch konkursach indywidualnych na sześć miejsc na podium Finowie zajęli cztery (pozostałe dwa - pierwsze i drugie - przypadły Adamowi Małyszowi). Nic więc dziwnego, że jako faworyci MŚ wymieniani byli właśnie Małysz i Finowie. Tym ostatnim miał pomóc fakt, że skakali u siebie, przed własną publicznością, kochającą skoki narciarskie. Czy rzeczywiście im to pomogło?

        Lahti to piąta co do wielkości miejscowość Finlandii, zamieszkuje ją około 100 tysięcy ludzi. Ma za sobą długą i piękną tradycję w organizacji imprez sportowych najwyższego formatu - tym razem gościła najlepszych narciarzy świata po raz szósty (pozostałe MŚ odbyły się w latach: 1926, 1938, 1958, 1978 i 1989). Finowie przygotowali tegoroczną imprezę bardzo starannie i jedyne, co mogło ją popsuć, to pogoda - w Skandynawii, a szczególnie właśnie w Finlandii, gdzie skocznie narciarskie są zupełnie nie osłonięte od wiatru, bardzo często zawody odbywają się z problemami. Nie można również zapominać o warunkach temperaturowych. Czy tym razem miało być inaczej?

        Do Lahti zjechało bardzo wielu kibiców - w większości, rzecz jasna, byli to Finowie, pragnący i wierzący w sukces swoich reprezentantów - ale pojawiło się również bardzo liczne grono fanów Adama Małysza, którzy nie zawahali się wydać sporej sumy pieniędzy (Finlandia zalicza się do najdroższych krajów Europy), by wspierać go w walce o złoto. Z pewnością mieli tyle siły w gardłach, by przekrzyczeć wielotysięczny tłum dopingujący Finów, a konkretnie Janne Ahonena. Przy tym zawodniku warto się na chwilę zatrzymać, gdyż to on własnie był przez swych rodaków postrzegany jako główny pretendent do złota i tytułu mistrzowskiego. Za tym przemawiał choćby fakt, że się w Lahti urodził, wychował i mieszka przez niemal 24 lata. Wszystkie skocznie zna na wylot. Świadomość, że rodzina, znajomi i przede wszystkim narzeczona będą go osobiście oglądać i dopingować, z pewnością go niesamowicie przed mistrzostwami uskrzydliła. Janne Ahonen od kilku lat zalicza się do ścisłej światowej czołówki, ma na koncie już trzy złote medale MŚ, teraz zaś stał przed jedyną w życiu szansą zdobycia złota we własnym mieście. Nic dziwnego, że Finowie tak na niego liczyli... Jednak wiedział, że nie będzie łatwo - Adam Małysz przyjechał do Lahti w rewelacyjnej dyspozycji, co pokazał już podczas treningów i kwalifikacji - uzyskując o kilka metrów dalsze odległości niż pozostali zawodnicy.

        K 116 Pierwszy konkurs MŚ zaplanowany był na niedzielę 18 lutego. Już od rana jednakże było jasne, że nie obędzie się bez problemów. O ile do soboty w Lahti panowała niemal idealna pogoda, o tyle w niedzielę zerwał się silny wiatr, który umiemożliwił przeprowadzenie zawodów w terminie. Konkurs przełożono najpierw na wieczór tego samego dnia, ale ponieważ warunki pogodowe nie zmieniły się (czego doświadczyło na własnej skórze kilku zawodników m.in. Andreas Goldberger), kierownictwo zmuszone było odłożyć rywalizację do dnia następnego. Był to cios dla fińskiej (i nie tylko) publiczności, która przyjechała do Lahti na weekend, a w poniedziałek musiała wracać do pracy. A przecież można było coś takiego przewidzieć i zaplanować pierwszy konkurs na sobotę - zostawiając sobie niedzielny margines... Ci, którzy zostali, z drżeniem oczekiwali poniedziałku. Na szczęście pogoda okazała się łaskawsza i konkurs mógł odbyć się w jako takich warunkach. Już po pierwszej serii jasne stało się, że medale podzieli między siebie wspaniała trójka: Małysz, Ahonen i Schmitt. Niemiec oddał bardzo dobry skok na odległość 124,5 metra i tym samym przypomniał wszystkim, że dalej jest groźny i że nie zamierza oddać tytułu zdobytego podczas ostatnich MŚ w Ramsau dwa lata temu. Ahonen, niesiony dopingiem publiczności, skoczył tyle samo, jednakże otrzymał wyższe noty za styl - co nie jest niczym dziwnym, zważywszy, że uchodzi za najwybitniejszego stylistę wśród wszystkich skoczków - i prowadził przed Niemcem o 1 punkt. Nasz reprezentant pobił jednak obu rywali i uzyskał 126 metrów. Prowadził w tym momencie - "Mamy już połowę złotego medalu" powiedział komentator TVP1. Jeśli ktoś przed tym konkursem miał jakieś wątpliwości, teraz musiał już mieć pewność, że Adam nie zawiedzie - w tym sezonie nie zdarzyło mu się jeszcze stracić prowadzenia - i rzeczywiście byliśmy już wszyscy niemal pewni. Zaczęła się seria finałowa. Pozostali nasi dwaj reprezentanci, Robert Mateja i Wojciech Skupień oddali po jednym dobrym i jednym słabszym skoku, co pozwoliło im na zajęcie odpowiednio 17-ej i 28-ej lokaty. Oczy całego świata skierowane były jednak na wielkie trio. Najpierw na rozbiegu pojawił się Martin Schmitt. Skoncentrował się, odbił zdecydowanie z progu i poleciał. Jak później wspominał trener polskiej ekipy, Apoloniusz Tajner, Niemiec dostał sprzyjający wiatr czołowy na całej długosci skoku i już tej szansy nie zmarnował. Uzyskał 131 metrów, poprawiając tym samym rekord Adama Małysza 130,5. Zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko. Tuż po nim skakał Janne Ahonen. Biało-błękitne flagi zafalowały na całym stadionie, gdy mieszkaniec Lahti wybił się z progu i poszybował ponad zeskok. Na ziemię opadł jednak na 125 metrze (miał 125,5) i wiedział już, że złota nie zdobędzie. I wtedy na belce usiadł nasz Adam. Serca nam drżały: Czy Adam jest w stanie skoczyć tak daleko jak Martin? Jest, przecież przeskakuje rywali o kilka metrów! Adam ruszył. Wyskoczył jak strzała i osiagnął optymalną parabolę lotu. Leciał, leciał... Gdy wylądował na 128 metrze, nic nie było wiadomo. Czy to wystarczy? Wystarczyło do tytułu wicemistrza świata.

        Tuż po konkursie odbyła się dekoracja kwiatami (medale wręczano nazajutrz, na rynku). Martin Schmitt promieniał szczęściem, Adam Małysz też był szczęśliwy z pierwszego w karierze medalu i tylko na trybunach zrobiło się cicho. Janne Ahonen stał smutny - brązowy medal oznaczał dla niego porażkę. Polscy kibice też nie byli do końca szczęśliwi - wszyscy przecież marzyliśmy o złocie, które miało być nagrodą dla nalepszego skoczka sezonu. Martin Schmitt miał tego dnia bardzo dużo szczęścia...

        K 90 Okazja do rewanżu nadarzyła się już cztery dni później - na skoczni K90. Zaplanowany na środę konkurs drużynowy został przełożony na sobotę - znów "zawiniła" pogoda: opady śniegu i wiatr. Tymczasem i w piątek nic nie wyglądało różowo - już w nocy ze środy na czwartek temperatura zaczęła gwałtownie spadać, a w piątkowy ranek wynosiła aż -25° Celsjusza. Stało się to wielkim problemem dla skoczków, którzy przecież pod cieniutkimi, przepuszczającymi powietrze kombinezonami, noszą właściwie tylko bieliznę. A skoczek musi mieć ciepło, by jego mięśnie mogły odpowiednio silnie się skurczyć. Konkurs jednak - z uwagi na brak wiatru - postanowiono przeprowadzić: przy temperaturze minus 20 stopni! Cały sztab ludzi został zatrudniony do biegania za skoczkami z kurtkami i spodniami, by nie dopuścić do przeziębnięcia zawodników. Skakali więc. Po pierwszej serii prowadził Martin Schmitt - jako jedyny przekroczył granicę 90-ciu metrów (uzyskał 91,5 m), tuż za nim - ze stratą 6-ciu punktów (co w przeliczeniu na tej skoczni daje 3 metry) - plasował się Adam Małysz, a bardzo niedaleko był Martin Höllwarth. Wysokie, dziesiąte miejsce zajmował Wojciech Skupień. (Ostatecznie był 15.) Druga seria miała przynieść rozstrzygnięcie - czy znów Martin okaże się lepszy od Adama? Nikt w Polsce w to nie wierzył. Sam Adam mówił później, że tuż przed skokiem przyszłą mu do głowy myśl: "Martin czekał na mnie, kiedy skoczył drugi raz na dużym obiekcie, to teraz ja poczekam na niego na dole" Słowa te okazały się prorocze. Adam oddał fantastyczny skok na odległość 98 metrów, czym psychicznie znokautował Martina. Niemcowi wystarczyło skoczyć 95 metrów, by wygrać, ale tym razem zabrakło tego szczęścia, którego limit wykorzystał chyba na K116. Uzyskał "tylko" 90 metów i ostatecznie uplasował się za Adamem. Wymienili się medalami, a my w końcu doczekaliśmy się mistrzowskiego złota w skokach - po raz pierwszy w historii. Brąz zdobył Austriak Martin Höllwarth, prezentujący bardzo wysoką formę od początku imprezy - na dużej skoczni był tuż za podium.

        Drużynowo Sobota i niedziela - ostatnie dwa dni MŚ - były jedynym terminem, w jakim można było rozegrać oba konkursy drużynowe. Oba - bo pierwszy raz zezwolono (na wyraźną prośbę gospodarzy) na zorganizowanie drużynowych skoków na skoczniach K116 i K90. Na szczęście wiatru nie było, mróz ciut zelżał, więc szykowało się kolejne wspaniałe widowisko. W sobotę już od samego poczatku prowadzenie objęli Niemcy i nie oddali go do samego końca, broniąc tym samym tytułu z poprzednich mistrzostw. Hannawald, Uhrmann, Herr i Schmitt oddali po dwa równe i dalekie skoki, i złoty medal przypadł im jak najbardziej zasłużenie. Fascynującą walkę o drugie miejsce stoczyli Austriacy i Finowie. Obie te drużyny miałyby szanse na złoto, jednak zupełnie zawiedli Goldberger oraz Soininen. Walka o srebro toczyła się do ostatniego skoku. Stefan Horngacher osiągnał wspaniałą odległośc 117 metrów i wątpliwe było, by Janne Ahonen - wyraźnie załamany po konkursach indywidualnych - zdołał go pobić (w pierwszym skoku miał zaledwie 112,5 m). Ahonen udowodnił jednak, że nie można go przedwcześnie spisywać na straty. We wspaniałym stylu, ocenionym przez sędziego ze Szwajcarii na 20 punktów, skoczył 126 metrów i tym samym zapewnił swej drużynie srebrny medal. Warto odnotować, że z reprezentanów gospodarzy wspaniale spisał się Ville Kantee, który skokiem na odległość 132 metrów poprawił poniedziałkowy rekord Martina Schmitta. Polacy spisali się poniżej oczekiwań, zajmując bardzo odległe ósme miejsce, za sobą mając jedynie Szwajcarię, Szwecję i Kazachstan, a i to jedynie dzięki Adamowi Małyszowi. Wstyd. A niektórzy przebąkiwali o brązie...

        W niedzielę Adam Małysz (po dwóch takich sobie sobotnich odległościach - 120,5 i 122 metry) wrócił do pełni formy i, z pomocą kolegów, wywindował Polaków na piąte miejsce - najwyższe, jakie kiedykolwiek reperezentacja naszego kraju zajęła na MŚ. Niemcy dla odmiany trochę przyhamowali, skakali asekuracyjnie (dowodząc, że zdecydowanie lepiej radzą sobie na większych obiektach) i ostatecznie zajęli trzecie miejsce. Znów emocji dostarczył widzom pojedynek Austrii i Finów, tym razem o najwyższy stopień podium. Finowie mieli ostatnią szansę na złoty medal i byli już bardzo, bardzo blisko. I znów wszystko rozstrzygnęło się w ostatnich dwóch skokach. Martin Höllwarth, niezaprzeczalnie największy bohater ekipy austriackiej, osiągnął wspaniały wynik 95 metrów. Oczy wszystkich utkwione były w człowieku, który mógł stać się tego dnia bohaterem narodowym Finlandii. Janne Ahonen wiedział, że jego skok, ostatni skok tych Mistrzostw, zadecyduje - jak dzień wcześniej - o medalu. Czy był w stanie udźwignąć ciężar odpowiedzialności? To była ostatnia szansa na tak upragnione złoto... Ruszył po rozbiegu, z gracją wybił się z progu i ułożył w powietrzu. Szybował nienagannie, lądował bezbłędnie na 93 metrze. Znów dał Finom srebro - ale tym razem "tylko" srebro. Zabrakło dwóch punktów, jednego metra...

        Podsumowując... Polacy w końcu mieli swoje pięć minut za sprawą rewelacyjnego występu Adama Małysza, który zdobył złoty i srebrny medal. Lahti po raz kolejny okazało się dla nas szczęśliwe - po jedynym złocie dla biało-czerwonych, jakie w 1978 roku wywalczył w biegach Józef Łuszczyk. Adam Małysz potwierdził, że jest klasą dla samego siebie, choć nikt nie obraziłby się, gdyby na jego szyi zawisły dwa złote krążki. Ale wszystko jeszcze przed nami... Za rok Igrzyska Olimpijskie w Salt Lake City, gdzie nasza gwiazda będzie mogła zabłysnąć jeszcze bardziej, czego mu szczerze życzymy.

        Niemcy odnieśli największe chyba zwycięstwo, a to za sprawą Martina Schmitta, który zdobył komplet medali - dwa złote, srebrny i brązowy - stając się tym samym najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii MŚ w skokach. Nie będziemy już wypominać, że to złoto "udało" mu się na K116 - pokazał klasę, wykorzystując sprzyjające warunki, co nie każdy przecież potrafi. Jako drugi w historii obronił też tytuł z poprzednich MŚ. Ma być z czego dumny.

        Austriacy zaprezentowali się bardzo dobrze - zdobyli medal złoty i dwa brązowe, a to głównie dzięki wspaniałej postawie Martina Höllwartha. Nie można zapominać, że to ten właśnie zawodnik uczestniczył w tragicznym wypadku samochodowym, w którym zginął trener austriackiej kadry, Alois Lipburger. Samemu Höllwarthowi groził zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Austriacy postanowili zdobyć przynajmniej jeden mistrzowski medal dla swego trenera i udało im się to wspaniale. Höllwarth zmotywował się przed MŚ i osiagnął naprawdę wysoką formę. Te medale zasłużenie mu się należą.

        Ze spuszczonymi głowami pozostali na polu walki Finowie. Zawodnicy Kraju Tysiąca Jezior, faworyci całej imprezy, zdobyli tylko jeden brązowy medal indywidualnie i tylko dwa srebrne drużynowo, co dla nich oznacza porażkę. Jest to oczywiście postęp w stosunku do ostatniej imprezy, gdzie nie zdobyli ani jednego, ale... Co się stało? Trener Mika Kojonkoski na to pytanie odpowiedział tak: "Przyczyna jest prozaiczna. Moi zawodnicy nie udźwignęli presji, jakiej byli tu poddani. Skoczkowie to nie są automaty, nie można ich zaprogramować. Są normalnymi ludźmi, mają swoje słabości." Zawodnicy gospodarzy bardzo pragnęli pokazać się z jak najlepszej strony, do tego stopnia, że u sześciorga fińskich biegaczy wykrtyto we krwi niedozwolone środki dopingujące. Ta sprawa, o wiele bardziej niż kiepska pogoda, z pewnością negatywnie zapisze tegoroczne Mistrzostwa Świata w Narciarstwie Klasycznym w pamięci wielu ludzi. Gospodarze imprezy w gruncie rzeczy na to nie zasłużyli, ale taki jest sport - ma również swe mroczne strony.

        Jak będzie za dwa lata we włoskim Val di Fiemme? Oby mniej wietrznie, mniej mroźno i bardziej uczciwie.

 
LAHTI - K 116 (i) 19.02.2001
1 MARTIN SCHMITT (GER) 276,3 pkt 124,5 m 131,0 m
2 ADAM MAŁYSZ (POL) 273,5 pkt 126,0 m 128,5 m
3 JANNE AHONEN (FIN) 267,4 pkt 124,5 m 125,5 m
4 MARTIN HÖLLWARTH (AUT) 251,4 pkt 117,0 m 125,5 m
5 STEFAN HORNGACHER (AUT) 238,9 pkt 114,5 m 123,0 m
6 SVEN HANNAWALD (GER) 236,9 pkt 115,5 m 119,5 m
LAHTI - K 90 (i) 23.02.2001
1 ADAM MAŁYSZ (POL) 246,0 pkt 89,5 m 98,0 m
2 MARTIN SCHMITT (GER) 233,0 pkt 91,5 m 90,0 m
3 MARTIN HÖLLWARTH (AUT) 223,0 pkt 88,5 m 88,5 m
4 STEFAN HORNGACHER (AUT) 219,0 pkt 86,5 m 89,0 m
5 MASAHIKO HARADA (JPN) 217,5 pkt 81,0 m 94,0 m
6 JANNE AHOHEN (FIN) 216,5 pkt 86,0 m 87,5 m
  ANDREAS GOLGBERGER (AUT) 216,5 pkt 80,5 m 93,5 m
LAHTI - K 116 (d) 24.02.2001
1 NIEMCY 939,8 pkt
  Sven Hannawald 225,3 (120 i 110,5 m), Michäl Uhrmann 243,5 (116 i 123,5 m), Alexander Herr 227,5 (119 i 113 m), Martin Schmitt 243,5 (117 i 1225, m)
2 FINLANDIA 900,2 pkt
  Risto Jussilainen 177,2 (100,5 i 95,5 m), Jani Soininen 216,3 (100,5 i 125 m), Ville Kantee 261,5 (120 i 132 m), Janne Ahonen 245,2 (112,5 i 126 m)
3 AUSTRIA 880,2 pkt
  Andreas Goldberger 141,0 (90,5 i 96,5 m), Wolfgang Loitzl 253,2 (116,5 i 127 m), Martin Höllwarth 256,4 (116,5 i 128,5 m), Stefan Horngacher 229,6 (114 i 117,5 m)
4 JAPONIA 837,9 pkt
  Hideharu Miyahira 189,1 (113 i 98,5 m), Kazyua Yoshioka 188,9 (89 i 126 m), Masahiko Harada 242,1 (114 i 125 m), Noriaki Kasai 217,8 (110 i 115,5 m)
5 SŁOWENIA 701,3 pkt
  Damjan Fras 144,5 (113 i 76,5 m), Primoż Uhr-Zupan 192,2 (102 i 11,5 m), Igor Miedwied 216,1 (118,5 i 108 m), Jure Radelj 148,5 (86,5 i 105,5 m)
6 CZECHY 692,2 pkt
  Jakub Janda 159,6 (109 i 87,5 m), Jakub Hlava 205,7 (109,5 i 111,5 m), Michal Doleżal 156,1 (94,5 i 102 m), Jaroslav Sakala 170,8 (98,5 I 104,5 m)
LAHTI - K 90 (d) 25.02.2001
1 AUSTRIA 953,5 pkt
  Wolfgang Loitzl 245,0 (92,5 i 94 m), Andreas Goldberger 224,5 (86,5 i 91 m), Stefan Horngacher 237,0 (92 i 94,5 m), Martin Höllwarth 247,0 (92,5 i 95 m)
2 FINLANDIA 951,5 pkt
  Matti Hautamäki 231,0 (91,5 i 89,5 m), Risto Jussilainen 245,5 (93,5 i 95 m), Ville Kantee 234,5 (91 i 92,5 m), Janne Ahonen 240,5 (90 i 93 m)
3 NIEMCY 911,5 pkt
  Sven Hannawald 220,0 (86,5 i 89,5 m), Michäl Uhrmann 227,0 (90 i 89,5 m), Alexander Herr 227,0 (90 i 89,5 m), Martin Schmitt 235,0 (90,5 i 94 m)
4 JAPONIA 886,5 pkt
  Hideharu Miyahira 218,0 (88 i 88 m), Takanobu Okabe 204,5 (83 i 86,5 m), Noriaki Kasai 235,0 (90 i 92 m), Masahiko Harada 229,0 (90,5 i 89 m)
5 POLSKA 849,5 pkt
  Robert Mateja 205,5 (82 i 89,5 m), Tomasz Pochwała 182,0 (80,5 i 80,5 m), Wojciech Skupień 212,0 (85,5 i 88,5 m), Adam Małysz 250,0 (93 i 95,5 m)
6 SŁOWENIA 838,5 pkt
  Damjan Fras 195,5 (83,5 i 83 m), Primoż Uhr-Zupan 219,0 (86,5 i 90 m), Igor Miedwied 214,5 (85 i 90 m), Jure Radelj 209,5 (82,5 i 89 m)