KILKA LAT PÓźNIEJ...
wspomnienia

- JAK TO DOKŁADNIE BYŁO -
znów z KUOPIO
© CLIO V 2006 Kuopio
WSPOMNIENIE 14

      Motopark :> (21 V 2006)

Wniosek nasuwa się jeden: biedny Janne Ahonen już nigdzie nie może się czuć bezpieczny...

Postanowiłam pojechać na zawody drag racing, coby na własne oczy obaczyć, czym tak pasjonuje się mój ulubiony skoczek - i przedstawić to jego fanom. To oczywiście wersja oficjalna, w rzeczy samej chodziło o zobaczenie samego Janne :> Ponieważ jeden z wyścigów odbywał się w moich okolicach - 100 km od Kuopio - uznałam, że mogę sobie pozwolić. Te okolice zresztą udało mi się znaleźć po kilku dniach intensywnych poszukiwań - a transport po kolejnych kilku. Oto bowiem adres wskazuje na zupełnie inne miejsce... Ale od początku. Wiedziałam, że pierwszy wyścig sezonu drag racing odbywa się na torze Motopark. Jako adres podali miejscowość Pieksänmaa, którą to nazwę słyszałam pierwszy raz w życiu, choć podobnie brzmiące Pieksämäki jest mi znane niemal od zawsze - Pieksämäki to druga stacja kolejowa na południe od Kuopio (70 km), ważny węzeł, w którym zbiegają się (albo rozchodzą, jak kto woli) drogi na zachód i na południe (na wschód i północ takoż). Czy jadąc do Helsinek, czy do Turku via Jyväskylä i Tampere, trzeba przejechać przez Pieksämäki - i często się tam przesiąść. Pieksänmaa nie widniało jednak w żadnym wykazie komunikacyjnym - a przecież musiałam tam jakoś dojechać! Wzięłam się więc do poszukiwań od innej strony - dowiedziałam się, że Motopark ma coś wspólnego z niejakim Virtasalmi. Idąc po nitce do kłębka, wyczaiłam, że Motopark leży rzeczywiście kilka kilometrów za owym Virtasalmi, samo zaś Virtasalmi leży 30 km od Pieksämäki, zaś zupełnie na końcu okazało się, że nazwę Pieksänmaa stosuje się zamiennie właśnie z Pieksämäki. I byłam w domu. Oczywiście na tym się problemy nie skończyły, okazało się bowiem, że do Virtasalmi nie ma żadnego transportu. Jedynie w dni szkolne kursuje jeden autobus (rano i po południu), jednak w weekendy i święta nie sposób się tam dostać inaczej niż samochodem. Clio postanowiła więc uciec się do jednego z ulubionych sposobów podróżowania (przynajmniej w Finlandii) i drogę z Pieksämäki na miejsce docelowe (oraz z powrotem) przebyć autostopem :D

Na początku myślałam - sugerując się skokami - że zarówno w sobotę, jak i w niedzielę, odbywają się dwa równorzędne konkursy, i planowałam wybrać się na ten pierwszy, ponieważ mam jakąś wrodzoną niechęć do podróżowania gdziekolwiek w niedzielę. Później jednak okazało się, że w sobotę odbywają się jedynie kwalifikacje do konkursu niedzielnego, czyli tak jak w Formule 1. Kiedy jeden kłopot się rozwiązał, pojawiał się drugi - tym razem była to kwestia finansów. Oto bowiem w maju w dość znaczny sposób wydawałam swoją pensję (mebluję mieszkanie) i ostatecznie na 10 dni przed końcem miesiąca miałam 50 euro - z czego 30 musiałabym wydać na pociąg do Pieksämäki. Za 20 dam radę przeżyć, ale nie za 5 - bo za wstęp na imprezę organizatorzy zażyczyli sobie 15 euro... Yeah. Została mi jedna jedyna możliwość: uderzyć do mediów i spróbować pojechać jako dziennikarz. Osobiście straciłam nadzieję, że to się uda, bo odpowiedź nie przychodziła - i dopiero w sobotę pod wieczór poinformowano mnie, że jak najbardziej mogę przyjechać. Bardzo mnie to uradowało i wlało we mnie dużo energii.

W niedzielę rano (musiałam wstać o 7, ech...) pojechałam więc do Pieksämäki, gdzie byłam tuż po 9 i zaraz wzięłam się za łapanie transportu. Ach, to było niesamowite. Wiecie, że Finlandia jest krajem, gdzie mieszka bardzo mało ludzi. Fińskie miasteczka są malutkie (nawet jeśli są ważnymi węzłami kolejowymi :>). Kiedy szłam przez to Pieksämäki w niedzielny poranek-przedpołudnie, spotkałam chyba 3 osoby. Było CICHO i SPOKOJNIE, a samochody minęły mnie też chyba 3 - co nie wróżyło pomyślnie, ale nie zamierzałam się przejmować. Kiedy już wyszłam z miasta (co zajęło mi... 10-15 minut?), zaczęłam iść podług drogi południowej (Mikkelitie) i machać na przejeżdżających z częstotliwością jeden na 3-5 minut kierowców. Mrucząc pod nosem niecenzuralne wyrażenia, gdy mnie mijali w wielkim pędzie :> Osobiście najbardziej dziwiło mnie, że nikt nie chce zabrać takiej super laski - bo oto na spotkanie z Janne Ahonenem wystroiłam się stosownie, buahahaha. W każdym razie po jakichś dwóch kwadransach tego dreptania wzdłuż szosy i zachwycania się fińską przyrodą nareszcie zatrzymało się auto, którym jechały sympatyczne matka z córką, a konkretnie do Lahti - mogły mnie więc przewieźć połowę dystansu, bo droga do Virtasalmi odchodziła w którymś momencie w bok. Pogadałyśmy sobie chwilę na tematy luźno związane (autostopowicze, Kuopio, praca, MŚ w hokeju, Eurowizja), po czym wysadziły mnie we wskazanym miejscu i życzyłyśmy sobie nawzajem miłego dnia. I zagłębiłam się w dróżkę za drogowskazem VIRTASALMI 12. To już w ogóle była głusza - ale jakże piękna! Jakże cicha i spokojna! Co ciekawe, samochody tam też jeździły i wcale nie mniej niż po Mikkelitie. Jednak znów musiałam ujść ze 2 kilometry, zanim ktoś zechciał ulitować się nad panną drepcącą poprzez takie zadupie :D Tym razem było to starsze małżeństwo, wracające z urlopu w Jyväskylä do domu w Savonlinnie. I znów pogadaliśmy sobie o autostopowiczach, Polsce, pogodzie i muzyce, a w międzyczasie zaczął padać deszcz - akurat kiedy dojechaliśmy na miejsce :> Takie życie, taka fińska wiosna. W każdym razie byłam już na miejscu i to o 10.30, podczas gdy planowo impreza rozpoczynała się o 11. Byłam bardzo ukontentowana.

Zaraz poszłam się dowiedzieć w sprawie akredytacji, spotkałam z miłymi paniami/dziewczynami, które były za to odpowiedzialne... i potem się właściwie zaczęło. Wzbudziłam chyba takie zainteresowanie pośród organizatorów, jakie Janne Ahonen pośród widzów. Że z Polski, że w Finlandii, że umie po fińsku, że przyjechała na zawody, że ciekawi ją drag racing. Jejku jej, nie spodziewałam się tego! Obdzielono mnie identyfikatorem oraz koszulką foto (której ostatecznie nie ubrałam) i zaprowadzono do biura zawodów, a przynajmniej w tamte okolice. A ja już byłam pod wrażeniem.

Zaprowadzono mnie do pana, który później okazał się prezenterem stacji radiowej Sävel Radio, a który na zawodach od lat robi za komentatora czy też właśnie prezentera :) Jako że w powodów pogodowych rozpoczęcie zawodów zostało przesunięte na nieokreślony czas późniejszy, Jami (a naprawdę Jorma Kananen) opowiedział mi o drag racing. Nie przesadzę, jeśli powiem, że był to dwugodzinny wykład połączony z oglądaniem toru oraz maszyn. Na mechanice nigdy się nie znałam - przynajmniej nie bardziej niż większość ludzi - ale mam przecież te geny, a w zeszłym roku dokładnie zapoznałam się z budową i zasadami działania silników samochodowych (bo robiłam prawko i chciałam wiedzieć, czym jeżdżę), więc zrozumiałam naprawdę dużo. W każdym razie oficjalna wersja poszła chyba taka, że jestem tu, by przedstawić dyscyplinę w Polsce, czuję się więc zobowiązana przynajmniej tutaj (i na SNC) napisać to, czego się dowiedziałam. Jeśli Was nie interesuje, przeskoczcie następny akapit.

Drag racing wzięło się ze Stanów Zjednoczonych, zaś w Europie zaczęto rozgrywać zawody chyba w latach 60-tych, po raz pierwszy w Wielkiej Brytanii, która do tej pory jest największą potęgą na rynku europejskim. Drag racing to sport szybkościowy - i notabene najszybsza dyscyplina motorowa świata. Zawodnicy ścigają się w parach na torze o długości niewiele ponad 400 m (Jami podał mi dokładną długość i nawet powtarzał kilka razy, ale jednak nie udało mi się zapamiętać. Jest to natomiast 1/4 mili, więc każdy może sobie policzyć.) i który przebędzie ten dystans pierwszy, ten wygrywa. Zawody rozgrywa się w kilkunastu albo nawet dwudziestu kilku kategoriach, a każdorazowo startuje ponad 100 "stajni". Najbardziej zdumiewające są pojazdy, które biorą udział w wyścigach - są to bowiem zarówno zupełnie profesjonalne bolidy, jak i auta domowej roboty, które pozornie wyglądają jak zwykłe samochody zdjęte z ulicy. Zasada indeksu daje wszystkim równe szanse - bierze się pod uwagę moc silnika, wielkość i pewnie jakieś tam jeszcze inne parametry i wylicza czas startu poszczególnej maszyny. Innymi słowy, na starcie stoją dwie, ale jedna rusza odpowiednio szybciej, a druga musi ją dogonić i może ją dogonić, bo ma na to szanse. I tak poprzez eliminację wyłania się najlepszego w każdej kategorii. Co jeszcze? Tor musi być suchy i pokrywa się go specjalną warstwą kleju i gumy. Każdy zawodnik widzi tylko swoje światełka, bo musi koncentrować się na sobie. Najpierw zapalają się "pozycyjne", kiedy ustawia się na linii startu, potem trzy żółte, a potem jedno zielone. Jak powiedział Jami, kto zobaczył zielone, ten już przegrał. Oto bowiem wszystko rozstrzyga się w ułamku sekundy. Te maszyny są tak piekielnie szybkie, że decyduje naprawdę niewiele. Najlepsze auta osiągają ponad 500 km/h, a do setki rozpędzają się w mniej niż sekundę. Trzeba posiadać zdolność maksymalnego skupienia i reakcji w odpowiednim momencie. Mistrzem zostaje ten, który po prostu jest w tym najlepszy.

Janne zainteresował się wyścigami w roku 2003 - a przynajmniej wtedy zaczął startować dla stajni Eagle Racing. Zawsze twierdził, że lubi szybkość i sporty motorowe. Jako 18-latek zapłacił pierwszy mandat za jazdę z nieprzepisową prędkością, a później zdarzyło mu się to jeszcze kilka razy. Miał przez wiele lat BMW M5, o którym zawsze mówił z błyskiem w oku. Wciąż ma (a przynajmniej tak mi się wydaje) swój motor Kawasaki, który nabył jeszcze wcześniej. Swego czasu bawił się w motocross, a potem właśnie przerzucił się na dragstery. Wszystkich zaszokowało to, że w pierwszym swoim wyścigu był trzeci, a już następny wygrał!!! I tu wraca kwestia owej zdolności skupienia i idealnego refleksu. Jami się otwarcie Janne zachwycał, a ja tylko potakiwałam z uśmiechem, bo są to dla mnie sprawy znane i oczywiste od lat - ze skoków. Skoki narciarskie i wyścigi drag racing łączy więc dużo: i tu, i tam trzeba reagować w odpowiednim czasie, a tylko w przypadku maksymalnej koncentracji człowiek jest w stanie to zrobić. W skokach ma się 0,3 sekundy na wybicie z progu, w wyścigach pewnie jeszcze mniej - ale wiadomo, że wiadomość nerwowa nie przebiegnie z mózgu do mięśni szybciej niż w 0,2 sekundy (jedna z niewielu rzeczy, jakie zapamiętałam z zajęć fizjologii na II roku). Janne to potrafi. Janne jest mistrzem. Jest mistrzem w skokach, jest mistrzem w dragsterach - a mistrz to ktoś więcej niż po prostu zwycięzca, jak powiedział kiedyś Jacques Rogge z MKL-u. Nie można się tym nie zachwycać. I tu człowiek dochodzi do wniosku, że nie ma przypadkowości. Janne jest najlepszym skoczkiem ostatnich lat, jednym z absolutnie najlepszych skoczków w historii tego sportu, bo ma cechy fizyczne i psychiczne, które mu to umożliwiają. Powtarzalność - nie czysty przypadek.

No, skończę może te peany na cześć Janne Ahonena i wrócę do tematu. Po oględzinach miejsca wydarzeń (toru) pojechaliśmy z Jamim do strefy zawodniczej, gdzie mogłam popatrzeć sobie na wszystkie te niesamowite maszyny. I niesamowitych ludzi. Poczułam się jak w zupełnie innej epoce. Tam były całe rodziny, niemal klany. Niektórzy w skórach i ćwiekach, niektórzy z brodami a'la ZZ Top. Siedzieli tam sobie przy piwku i miło spędzali czas. Zawody drag racing odbywają się w Finlandii kilka razy do roku i ci ludzie naprawdę lubią tam przyjeżdżać. W wyścigach startują też juniorzy, a nawet dzieci. Dolna granica to 8 lat i ja spotkałam właśnie taką 8-letnią pannę, która pomykała różowym bolidem. Inni z kolei dokonywali ostatnich przeglądów, napraw, montowali części i takie tam. Zatrzymaliśmy się z Jamim na chwilę przy stajni TIL-racing, gdzie dokładnie pokazano mi, jak wygląda silnik, jak działa, i nawet sam kierowca, Timo Lehtimäki, stał obok i udzielał mi informacji, a ja robiłam mądra minę i udawałam, że tak, tak, oczywiście, wszystko rozumiem... :/ Timo opowiadał, jak to się w zeszłym roku rozbił z autem na torze, auto poszło do kasacji, ale jemu na szczęście nic się nie stało. Timo jeździ już kilkanaście lat i jest jednym z najlepszych, choć tytułu mistrzowskiego nigdy nie zdobył... W każdym razie na początku odnosił się do mnie z rezerwą, ale później wyraźnie się rozkręcił i nawet wcisnął mi namiary na stronę stajni, skąd mogę dowiedzieć się więcej, a jeśli będę chciała jeszcze więcej, to mam śmiało pisać, a nim mi podeślą materiały. Aż mam poczucie winy i chyba rzeczywiście powinnam się zacząć interesować tym sportem... :/

Potem nareszcie udaliśmy się do Eagle Racing, a więc stajni, w której startuje Janne. Jedziemy sobie autem, a tu przebiega przed nami Janne. Jami się zatrzymał, Janne popatrzył, dojrzał znajomego, podszedł bliżej, ja zawołałam "hei"... No cóż. Albo to tylko moje wyobrażenia, albo Janne naprawdę zmarszczył brwi i wyglądał, jakby nie wierzył własnym oczom. A za oczami miał z pewnością: "No nie. Znowu ONA?? Nawet TUTAJ??" Powiedział wszakże, że zaraz wraca, a ja miałam w tym czasie okazję zapoznać się z innymi ludkami. Zaraz przydreptał Antti Horto, który jest drugim kierowcą teamu. Zapałałam do niego sympatią z miejsca, kiedy to zaraz na wstępie odwzajemnił mój uśmiech. Widzicie, jestem osobą, która lubi się uśmiechać i która rzeczywiście uśmiecha się często oraz odwzajemnia uśmiechy innych. Antti zareagował identycznie i to było przemiłe. Czemu się tak nad tym rozwodzę? A kto to może wiedzieć. Może po to, żeby uwydatnić jakiś kontrast... Antti, który ma 21 lat i już dwa tytuły wicemistrza Finlandii i Skandynawii (dwukrotnie za plecami Janne), nieśmiało opowiedział o swoim aucie. W międzyczasie Janne wrócił stamtąd, gdzie był (toaleta?), i rozmowa potoczyła się we czwórkę - to znaczy Janne i Jami rozmawiali, a ja i Antti patrzyliśmy i słuchaliśmy. W każdym razie wtedy dokonało się pierwsze przełomowe wydarzenie tamtego dnia, bowiem na zapytanie Jamiego, Janne odparł głośno i publicznie, że oczywiście że mnie zna. Hehe. Choć jak tak sobie myślę o tym teraz po czterech dniach, to zawsze zachodzi możliwość, że mówi jedno - choćby z największym przekonaniem - a myśli drugie. (Niech mnie ktoś puknie, proszę.) W każdym razie zapoznałam się także z szefem stajni, Harrim Horto, z kierowcą dwuosobowego dragstera, Risto Poutiainenem, i ogólnie rzecz biorąc od tamtego czasu kręciłam się po okolicy, robiąc zdjęcia i przysłuchując się rozmowom. Jak to ja. Wracając jeszcze do Janne - Jami zasugerował, że pewnie chcę zrobić z Janne wywiad, a Janne był (przynajmniej oficjalnie) chętny i powiedział, że nie ma nic przeciwko, na co stwierdziłam, że nie mam pytań i tyle. Wciąż pamiętam o Harrachovie. No ale zdjęcia oczywiście porobiłam - i Janne nawet mi się do fotki uśmiechnął, normalnie szok i drugie przełomowe wydarzenie. Potem zaś Jami, po uprzedniej rozmowie, wskazał na mnie jako chętną do przejażdżki dwuosobowym bolidem :D Powiedziano, że jeśli będzie możliwość, to mnie wezmą :D

Tymczasem możliwości nie było nawet na rozegranie zawodów. Wciąż padał deszcz, a kiedy na chwilę się rozpogodziło i brano się za osuszanie torów, to zaraz znów lało. I tak w koło Macieju. Raz lało mocniej, raz słabiej, i dopiero koło godziny 15 pogoda się ustabilizowała i zaczęto powoli jeździć. Nie było już czasu na serię próbną i chyba tylko kilku autom udało się zrobić jakąś rozgrzewkę. Pomiędzy startującymi pomykał też dwuosobowy dragster, który przede mną przewiózł dwie inne chętne (jedną z nich była dziennikarka Ilta-Sanomat), aż nareszcie nadeszła i moja kolej. Z troskliwą pomocą udało mi się przyodziać w kombinezon, potem przypięto mnie do auta i wziuum. Wrażenie jest niesamowite i na pewno nieporównywalne z niczym innym. W tym momencie zawodzi przeciętnego człowieka percepcja - nie jest się w stanie uchwycić momentu przejścia. W jednej sekundzie stałam wraz z autem i czekałam, w następnej pędziłam do przodu wciśnięta w fotel. WOW. Tym większy szacunek i podziw dla tych, którzy w takich okolicznościach są w stanie jeszcze cokolwiek robić, czytaj: prowadzić auto. Przeciążenie w jednoosobowych sięga 7G, w dwuosobowym prawie 5G. Jejku jej... W każdym razie kij z Ahonenem, dla takiej przejażdżki warto było się do Motoparku wybrać :D Szkoda tylko, że trwała tak krótko: 8 sekund i było po zabawie. Wróciliśmy do stajni, ja się wygramoliłam z auta i udawałam, że nie widzę, że Janne się na mnie gapi. Wymówkę miałam dobrą, bo pod kask nie zmieściły mi się okulary, w związku z czym wszystko było lekko rozmazane. No ale Janne nie musi wiedzieć, że mam tylko -2,5 wady... :> Pocykałam sobie foty z Risto, a potem poszłam się niestety rozdziewać z super odjechanego kombinezonu. Natomiast cała ta przygoda przyczyniła się do trzeciego przełomowego wydarzenia: oto bowiem później, kiedy znów wskoczyłam w swoje błękitne ciuszki i kontynuowałam stanie, patrzenie i słuchanie, Janne, przechodząc mimo, zapytał mnie, czy było fajnie. Kumacie bazę? Trzeba mi było się przejechać dragsterem, by Janne Ahonen po raz pierwszy w ciągu pięciu lat znajomości zechciał się do mnie odezwać z własnej inicjatywy. Ech...

Jeśli chodzi o same zawody, to niestety mój ulubieniec nie miał szczęścia (czyżby znów pech?) i odpadł już w pierwszej rundzie czyli ćwierćfinale. Antti przeszedł do półfinału, ale dalej już nie, więc Eagle Racing, faworyt w swojej kategorii, musiała przełknąć gorycz porażki. Antti miał jednak jakieś problemy techniczne z autem, zaś Janne... Tak, chyba idea pecha jest na rzeczy. Po wyścigu wszyscy zaczęli się zbierać, a ja się żaliłam miłemu panu od kombinezonu i pasów (buu, nie wiem, jak się nazywa), że muszę iść znów łapać stopa, chyba że ktoś jedzie w kierunku Pieksämäki... I miły pan zaraz mi wyszukał transport :D Większość ludków zbierała się z powrotem do Kotki, bo Eagle Racing właśnie tam ma swoją bazę (stąd nazwa - "kotka" to "orzeł"), ale właśnie Hannu Lappalainen, kolejny miły pan, jechał gdzie indziej i w sprzyjającym mi kierunku, i ochoczo zgodził się mnie zabrać :) Oni tam w ogóle wszyscy byli dla mnie tacy mili - poza Janne, który był taki jak zawsze (może powinnam przerzucić się na Anttiego? Z nim przynajmniej można normalnie porozmawiać...) - pod wrażeniem, z sympatią, z zainteresowaniem, i gorąco namawiali mnie na czerwcowe wyścigi w Alastaro. Prawda jest natomiast taka, że ja naprawdę nie przepadam za sportami samochodowymi - choć jako dziecko i jeszcze kilka lat temu uwielbiałam Formułę 1, potem jednak skoncentrowałam się wyłącznie na skokach. Dużo dymu, hałasu i facetów! Ugh! Natomiast kto wie, czy nie wybiorę się w sierpniu, kiedy w Motoparku zawody odbędą się jeszcze raz. Zobaczymy. Atmosfera była naprawdę miła i nie żałuję ani trochę, że pojechałam :) Udało mi się nawet wypytać Janne na okoliczność letnich planów i zdradził mi, że zupełnie normalnie przygotowuje się do sezonu skoków, trenuje w Lahti, a i na zgrupowania kadry się wybiera, o ile takowe będą - nawet do Kuopio! Clio popełniła wszakże błąd taktyczny, bo poinformowała Janne, że mieszka teraz w Kuopio. Janne wyraził umiarkowane zainteresowanie (ale wyraził) - i może teraz dojść do wniosku, że w sumie zgrupowania kadry nie są takie ważne, zwłaszcza na znienawidzonej skoczni, i że z powodzeniem może je sobie odpuścić :| Cóż.

W każdym razie o godzinie 22 byłam już w domu, pełna pozytywnych wrażeń i naprawdę zadowolona, że zdecydowałam się tam pojechać. Podaję kilka linków, z których możecie dowiedzieć się czegoś więcej na temat drag racing, jeśliście ciekawi:

Eagle Racing www.eagleracing.fi
TIL-racing www.til-racing.com
FHRA - Finnish Hot Road Association www.fhra.fi




[ WSPOMNIENIE 13 ][GALERIA][GALERIA AUT][ WSPOMNIENIE 15 ]