KILKA LAT PÓźNIEJ...
wspomnienia

- JAK TO DOKŁADNIE BYŁO -
znów z KUOPIO
© CLIO VIII 2006 Kuopio
WSPOMNIENIE 15

       Finlandia Veikkaus Tour - lipiec 2006

Mija właśnie miesiąc, odkąd się zaczęło, a ja dopiero teraz zasiadam do spisania dziejów tej wyprawy :D Zwlekałam pewnie dlatego, bo poniekąd przerażała mnie ilość tekstu, jaką przyjdzie mi wtłoczyć. A to dziwne, bo ja przecież lubię pisać...

Finlandia Veikkaus Tour to letni puchar fińskich skoków, który rozgrywa się od pięciu lat pod koniec lipca na obiektach w Lahti, Kuopio i Vuokatti. Na podstawie jego wyników szkoleniowiec reprezentacji wybiera kadrę, jaka będzie startować na zawodach FISowskiej Letniej GP. Nazwa bierze się od sponsora fińskich skoków, ligi zakładowej Veikkaus, o której wspominałam nie raz i nie dwa, a przede wszystkim przy okazji plakatu reklamowego "Uskotko mäkikotkiin?" z udziałem gołego Janne Ahonena :P Zawodnicy skaczą w dwóch kategoriach: do 18 lat oraz powyżej. W tym roku miałam możliwość przyjrzeć się owym skokom po raz pierwszy i było baaaardzo miło :)))

Wpadła do mnie na tę okoliczność koleżanka Elken z Sopotu, co było super już choćby z tego powodu, że nie musiałam się po skokach szlajać sama, czego nie lubię. Bo nawet jeśli jestem samotniczką, tak swe manie, pasje i zainteresowania uwielbiam dzielić, a nawet przysłowie mówi, że radość we dwoje to radość podwójna. Elken pierwszy raz odwiedziła Finlandię i była pod ogromnym pozytywnym wrażeniem - począwszy od miłego pana kierowcy, który ją wiózł z lotniska w Vancie i podrywał :P

1. Lahti - 22 VII 2006

Pierwszy konkurs odbył się na skoczni normalnej w Lahti. Jak wiadomo, na dużej skoczni w czerwcu i lipcu znajduje się basen, więc skoki uprawiać można co najwyżej do wody. Natomiast skocznia K90 jest jak najbardziej do użytku i z niej korzystają skoczkowie. Spotkałyśmy się z Elken już w piątek - ja przyjechałam pociągiem z Kuopio, ona autobusem z Vanty. Rozładowałyśmy się w Mukkuli (ha!) i zaraz udałyśmy na zwiedzanie miasta, które ograniczyło się do oglądania i eksplorowania skoczni (no bo na mieście to nie ma co oglądać - bo to Lahti jakieś takie... nijakie jakieś takie jest). Salpausselkä jest oczywiście śliczna i nawet nie ma się co przy niej zatrzymywać. Cykałyśmy foty, zachwycałyśmy się oraz śmiałyśmy z basenu :PPP Jacyś skoczkowie sobie tam pod wieczór trenowali na K90, udało się nam nawet z oddali dostrzec Risto Jussilainena, który przemykał pomiędzy kąpielowiczami - warto bowiem dodać, że szatnie dla ludków znajdują się tam gdzie szatnie skoczków :| Jedni i drudzy posuwają się więc tymi samymi ścieżkami... W piątek wpadłam na pomysł, by może tak przy okazji zrobić wywiad z Tommim Nikunenem, a Elken była oczywiście bardziej niż chętna, bo Tommiego mmm... Zadzwoniłam więc do pana trenera i rzecz wyłożyłam, a on się zgodził, choć w jego głosie zero entuzjazmu. Potem siedziałyśmy sobie wieczorem w pizzerii Rosso i układałyśmy pytania do Tommiego :)

Ktokolwiek układa program zawodów Veikkaus Tour w Lahti, musi mieć za przeproszeniem nierówno pod sufitem. Konkurs zaplanowano na godzinę 10 rano, a serię próbną - na 9.15. Jako przykładne fanki skoków uznałyśmy, że trudno, wstaniemy, skoro trzeba. Wygrzebałyśmy się na autobus o 8.45, ale niestety zwiał nam sprzed nosa!!! A trzeba Wam wiedzieć, że z Mukkuli do centrum jeździ jeden autobus, w dni wolne co pół godziny :((( Stałyśmy takie sieroty na tym przystanku, Clio w desperacji łapała stopa oraz modliła się o jakąś taksówkę, ale niestety... W dodatku lało i było zimno, ale o tym za chwilę. W końcu przyjechał autobus o 9.15 i pojechałyśmy :/ A potem szłyśmy w tym ulewnym deszczu i temperaturze 13 stopni na skocznię... I to było chyba najlepsze w całym tym dniu :D

Prognozy zapowiadały w miarę dobrą pogodę i temperatury koło 20 stopni, więc Clio - po walkach z samą sobą - pojechała do Lahti w bluzce na ramiączkach, sweterku i sandałkach. To był błąd taktyczny. Znaczenia dodaje mu jeszcze fakt, że właśnie byłam na etapie przeziębiania się... A to było tak: od czerwca do połowy lipca mieliśmy wspaniałe, cudowne i rozkoszne upały. Clio jest osobą ciepłolubną, a to za sprawą bardzo cienkiego krążenia. Marznie, kiedy jest mniej niż 25 stopni, więc jedynie upalne lata są czasem, kiedy się czuje dobrze fizycznie. Wiem, że to brzmi jak głębokie upośledzenie, ale nic nie jestem w stanie poradzić. Temperatura +25 stopni to dolna granica, przy której zaczynam się czuć dobrze, a +30 jest dla mnie idealne. Dla większości ludzi +25 to granica górna, a przy +30 umierają. Zważcie jednak, że Wy musicie przeboleć miesiąc, góra dwa - podczas gdy dla mnie ten czas jest jedynym, kiedy czuję, że żyję... *smętnie* Tak więc upały były wspaniałe, kochane i rozkoszne - a skończyły się dokładnie wtedy, kiedy Clio w połowie lipca poszła na urlop. I moje całe dwa tygodnie urlopu przypadły dokładnie na najzimniejsze i jedyne brzydkie (jak do tej pory) dwa tygodnie tego lata. Trzeba mieć cholernego pecha - i jak widać, ja go mam. Miałam nadzieję, że się poopalam porządnie na Puijo albo pokąpię w Kallavesi - a guzik. Do Lahti jechałam z przeziębieniem. Przeziębienie w lecie - prawda, że brzmi jak farsa? :(((

Spacer na skocznię był czymś godnym zapamiętania i zaiste, zapamiętamy go obie chyba na wieki. Zmokłyśmy niemal doszczętnie, bo mój parasol jest raczej mikry, a i zmarzłyśmy, bo było w/w +13. Natomiast, jak zawsze w takich sytuacjach, humor dopisywał nam najbardziej - i jestem pewna, że gdyby na ulicach byli jacyś ludzie, oglądaliby się za nami :D W końcu dotarłyśmy na Salpausselkę, gdzie właśnie rozpoczynał się konkurs - powitały nas dzikie tłumy kibiców, taaaak... Natomiast najważniejsze jest to, że deszcz w końcu przestał padać, wyszło słońce, zrobiło się ciepło i pogodnie. Mogłam więc rozstawić parasolkę do suszenia, a sweterek zawiesić na klamce pierwszej z brzegu szatni. I robić zdjęcia. Zawody były... cóż, jak to zawody krajowe. Finowie skakali, my z Elken robiłyśmy zdjęcia, wypatrując swoich ulubieńców, Clio co chwilę filowała za Ahonenami, uśmiechała się do Janne oraz żartowała z Elken na wszystkie możliwe tematy. Skoczkowie z Puijon Hiihtoseura nie raczyli zajść w nasze okolice ani razu, tylko uparcie szli na wyciąg (śmiałyśmy się, że pewnie piją sobie tam w budkach zawodników) - Elken nie widziała więc swoich ulubionych braci Hautamäkich, a młodszego z bliźniaków zwłaszcza, nie widziałyśmy więc także naszego bożyszcza Janne Happonena, o innych chłopaczkach z Puijo nie wspominając :( Natomiast mogłyśmy do woli napatrzeć się na Finów z południa (Lahti) i północy (Rovaniemi) i było ok. Biedny Vellu Lindström zaliczył upadek i potem cały taki mokry stał... Strasznie mi go żal. Wiecie, że Vellu to od zawsze mój drugi ulubiony fiński skoczek, i jest mi smutno, że nie ma formy, jaką prezentował w sezonach 00-02. Ech... Łazili sobie tam ponadto Risto Jussilainen, Tami Kiuru oraz oczywiście Janne Ahonen. Oczekiwanie Clio zostało nagrodzone, ponieważ małżonka jej ulubieńca, Tiia Ahonen, nie omieszkała pojawić się na zawodach wraz z Mico i bodaj mamą Janne, Maarit. A ja pierwszy raz w życiu cyknęłam jej foty i byłam szczęśliwa. Szczęśliwa byłam także z tego powodu, że Janne wygrał :) Za nim uplasowali się Havu oraz Tami. I szkoda, że Janne nie pojechał na resztę konkursów, ech...

Tommi nie zapomniał o wywiadzie (a umówiliśmy się na po konkursie), co lepsze, rozpoznał mnie. Sam wywiad był bardzo miły, bo też Tommi to miły człowiek :) Ja rozmawiałam, zadając mu inteligentne pytania, Elken robiła za full wypas professional fotografa i przynajmniej my dwie bawiłyśmy się dobrze :P Po wywiadzie nie mogło zabraknąć pamiątkowych fotek, a najlepsze było, kiedy nie bardzo umiałam się obsłużyć z aparatem Elken i ostatecznie oni oboje wybuchnęli śmiechem (pewnie ze mnie) - na jednej fotce właśnie Elken ma zirytowaną minę a'la "Kobieto, czy ty się na niczym nie znasz?", a Tommi ma się właśnie roześmiać. Buahahaha. Było wesoło. Po wywiadzie udało mi się zmolestować o fotę jeszcze Janne Marvailę z Suomen Hiihtoliitto. O Janne M. pisałam przy okazji skoków w Kuopio - to największa szycha w Finlandii, jeśli chodzi o skoki (oraz kombinację norweską), i bardzo miły człowiek. No więc ja go proszę o fotę, a Janne M. się godzi, ale jakiś taki zdziwiony... Clio wykorzystuje każdą okazję, by zapaść ludziom w pamięć (hahaha), kiedy więc Elken szykowała się do zdjęcia, ja zdążyłam już przeprowadzić z Janne M. taki oto dialog:

- Znam cię, ale ty mnie pewnie nie pamiętasz.
- (myśli - albo udaje, że myśli, by nie wyjść na nieuprzejmego) No niestety...
- Spotkaliśmy się w Kuopio przy okazji zawodów, na imprezie w ratuszu. Rozmawialiśmy o skokach...
- Aaa! Rzeczywiście, pamiętam!

Niby nic szczególnego, ale sympatycznie :) Potem w każdym razie wszyscy "znajomi" się rozpierzchli, a my zostałyśmy z Elken, by na spokojnie poprzeżywać wywiad z Tommim. Najbardziej zaciekawiła nas sprawa zaręczyn Tommiego. Oto bowiem Tommi Nikunen w początkach lipca zaręczył się. Nie byłoby w tym nic dziwnego - ludzie już tak mają, że się zaręczają - gdyby nie kilka faktów. Wybranką Tommiego jest 25-letnia Miia Lakkisto, modelka oraz finalistka Miss Suomi sprzed dwóch czy trzech lat. A cały szkopuł w tym, że poznali się zaledwie w czerwcu... Może będę tutaj krzywdząca w stosunku do nich obojga, ale na poważnie zastanawiam się, czy to nie jakaś ściema. Może to rzeczywiście wielka miłość, ale... zaręczyny po miesiącu znajomości?? Tommi nie miał nikogo przez 7 lat, a teraz nagle zaręcza się z panną, którą zna od trzech tygodni! Z bardzo młodą i bardzo ładną (według standardów) panną. I ja naprawdę nie piszę tego dla żartu, tylko zastanawiam, bo wygląda mi to na jakiś zaaranżowany związek... Dziwne. Nie mówiąc już o tym, że Tommiego Nikunena miałam za człowieka, który celuje trochę wyżej niż modelka i miss bikini - ale to tylko moje spostrzeżenia i proszę się nimi nie sugerować. No ale co innego myśleć, skoro facet, zapytany o zaręczyny, zamiast uśmiechnąć się od ucha do ucha i zacząć opowiadać o zaletach swej wybranki, stwierdza lakonicznie: "Nie mogę narzekać"??? Z większym entuzjazmem opowiadał o swoim domu koło pola golfowego!!! Dość powiedzieć, że wymyśliłyśmy o niebo bardziej romantyczną historię, a jeśli nie jesteście zainteresowani, przeskoczcie do następnego akapitu. No więc doszłyśmy do wniosku, że Tommi tak naprawdę miał romans z Janne Karppinenem, ex-fizjoterapeutą kadry A, który był wyjechał do Japonii. Tommi pewnie z żalu (i swoistego poczucia zemsty) zaręczył się z pierwszą lepszą Miss Suomi (coby mieć się czym pochwalić kolegom), a w skrytości szuka pociechy w ramionach w/w Janne M. - tak, tak, i on dostał się do tej opowieści (bo jest sympatyczny). W każdym razie do końca Veikkaus Tour nie zobaczyłyśmy już ani Tommiego, ani Janne M., co tylko utwierdziło nas w podejrzeniach :> A tak naprawdę Clio wszędzie widzi gejów, a pozostałych podejrzewa o zaburzenia osobowości i inne schorzenia psychiczne. A czasami jedno i drugie :P

Jeszcze w sobotę wróciłyśmy - to znaczy ja wróciłam, a Elken dotarła - do Kuopio. Był piękny wieczór, słońce połyskiwało na Puijon torni, ciepło... Elken była oczarowana, a ja wciąż leczyłam przeziębienie, które na razie trzymało się w ryzach dzięki dobremu (wspaniałemu!) samopoczuciu psychicznemu. Widzicie, jestem zwolenniczką teorii, że psychika wpływa na somatykę w znacznie większym stopniu niż somatyka na psychikę. Wspominałam o tym już - że dobra sytuacja, miłe towarzystwo i sympatyczne otoczenie podnosi poziom odporności organizmu, podczas gdy stres, zwłaszcza przewlekły, czy przygnębienie go obniżają. Zresztą udowodniono to nawet naukowo. A ponieważ z Elken miałam dziesięciodniową nieprzerwaną głupawkę, trzymałam się wciąż. Choć jednocześnie zjadłam opakowanie ibuprofenu oraz aspiryny i piłam litrami herbatę z miodem i cytryną.

Pierwotnie następna część tekstu wyglądała nieco inaczej, niemniej jednak któregoś wieczoru zastanowiłam się i doszłam do wniosku, że to chyba jednak było inaczej - tylko musiałam intensywnie myśleć, by przypomnieć sobie jak inaczej :/ Teraz ktoś dojdzie do wniosku, że musiałyśmy tu z Elken nieźle pić przez te 10 dni, skoro mam takie zaniki - zwykle doskonałej - pamięci. Otóż nie, nie piłyśmy, Elken nawet kasy nie wystarczyło na upragnioną koskenkorvę, o piwku jakowymś nie wspominając :| W każdym razie w niedzielę poszłyśmy obowiązkowo najpierw na Puijo, gdzie posiedziałyśmy na słoneczku, popatrzyłyśmy na jakichś dwóch skoczków, którzy ćwiczyli na K90, pojadłyśmy herbatniki, a następnie udałyśmy się na spacer w okolice mojego miejsca pracy (musiałam pokazać Elken, gdzie zarabiam te tysiące euro miesięcznie). W poniedziałek z kolei pogoda była brzydka, ranek powitał nas burzą, ja się znów czułam gorzej, więc dopiero kiedy przestało padać, udałyśmy się w okolice skoczni via apteka, w której kupiłam aspirynę, bo poprzednia skończyła się jakoś wcześniej. Byłyśmy dość ostrożne w planach, ja nie czułam się nawet na siłach, by drapać się na Puijo, niemniej jednak wkrótce się rozpogodziło, zrobiło się ciepło, więc w promieniach już słońca jadłyśmy herbatniki, cieszyłyśmy się ładnym już dniem oraz patrzyłyśmy na trening Norwegów... A było to tak:

Idziemy sobie na skocznię, a tu mijają nas jakieś ludki, które na pierwszy rzut oka wyglądają jak... norwescy skoczkowie. Było to oczywiście całkowicie prawdopodobne, ponieważ Mika Kojonkoski rok w rok przywozi swoich chłopców na zgrupowania na Puijo. Rok temu Norwegowie brali udział w tutejszym Veikkaus Tour i w pierwszej czwórce było ich trzech, a wygrał Roar Ljøkelsøy. Truchtali sobie więc, a my już wiedziałyśmy, że będzie się działo :) Przysiadłyśmy w odpowiednim miejscu i czekałyśmy - a Norwegowie pojechali sobie na górę i zaczęli trening :) Cykałyśmy foty, życzyłyśmy każdemu z osobna miłego zgrupowania i tylko Ber zachowywał się, jakby był ciężko obrażony na cały świat :| Ukułyśmy na własny użytek teorię, że pewnie fryzjer nie przyjechał i stąd Berowe niezadowolenie. Drugim wytłumaczeniem mogła być nieobecność Daniela Forfanga, od lat posądzanego przez Wish i przeze mnie o romans z Berem :> Jakkolwiek nie było, Ber zrobił dziwną minę, jakbym mu co najmniej wspólną noc proponowała, pokręcił głową i nawet się nie zatrzymał, więc go więcej o zdjęcie nie prosiłam. Inni byli mili i sympatyczni: ulubieniec mojej mamy Roar, mistrz olimpijski Lars oraz Tom Hilde, do którego się ślinię od jakiegoś czasu. Skakali tak sobie, na Puijo rozbrzmiewało donośne "Hop!" Miki, słonko grzało, ptaszki ćwierkały - było przesympatycznie. Potem zebrałyśmy się i jednak wdrapałyśmy na Puijo (no bo ile można się gapić na Norwegów?) Elken zachwycała się hotelem Puijon Maja oraz oczywiście Puijon torni, na której była masa turystów, głównie francuskich :| Zastanawiałyśmy się, co mogło skłonić Francuzów do przyjazdu do Finlandii, i ostatecznie uznałyśmy, że to była pewnie jakaś kolonia karna, hehe. A kiedy schodziłyśmy z góry, wypatrzyłyśmy, że na wybiegu dużej skoczni rozypała się grupa z piłką - i było wiadomo, że kolejni przyszli na trening, a było prawie pewne, że są to Finowie, którzy w ramach rozgrzewki grają sobie w nogę. Tak się śmiałyśmy, usiłując wypatrzeć i rozpoznać poszczególnych chłopaków, co oczywiście z tej odległości było niemożliwe.

Zeszłyśmy na dół, przydreptałyśmy na z góry upatrzone pozycje i przyglądałyśmy się, jak Finowie biegają za piłką. Ćwiczyli chłopcy z PHSu, a więc bracia Hautamäki, Boski Havu, Boski Joonas, Juha-Matti Ruuskanen, Arttu Lappi i Pekka Salminen (nie wiem, czy nie ktoś jeszcze), pod baczną opieką Jarkko Saapunkiego (o ile to się odmienia) i (chyba) Olliego Happonena, którzy są trenerami w PHS. No i tak sobie biegali, my patrzyłyśmy na ich młode i prężne ciała za kratkami znaczy się za ogrodzeniem i głośno komentowaliśmy każdego, mwahahahaha. Potem się rozsiadłyśmy jeszcze wygodniej i oczekiwałyśmy na trening, a tu... niespodzianka. Chłopcy po tym, jak skończyli "rozgrzewkę", postali sobie pod wyciągiem, pogadali... i rozjechali do domów :| To był największy zonk tego dnia :| W ogóle muszę Wam powiedzieć, że chłopaki z PHSu to są straszne lesery - okropnie ciężko ich na jakimkolwiek treningu zastać! I co się potem dziwić tak marnym wynikom? W każdym razie musiałyśmy obejść się ze smakiem i oczekiwać jutra.

2. Kuopio - 25 VII 2006

Jutro czyli we wtorek były zawody. Tym razem odbyły się o przyzwoitej wieczornej godzinie i nie mogłyśmy na nic narzekać. Nawet pogoda była śliczna, a kibiców - w porównaniu z Lahti - naprawdę tłumy! Norwegowie wzięli udział w konkursie, ale tym razem nie poszło im tak dobrze (choć niewiele gorzej). Może tym należy tłumaczyć ich chłodne zachowanie? Obserwowałyśmy ich uważnie i kilku wydało się nam po prostu niewychowanymi - a konkretnie Ber, Tommy Ingebrigtsen i Anders Bardal. Chodzi o to, że kiedy po drugiej serii wszyscy pozbywali się koszulek startowych, a zbierała je Tiina Kukk z PHSu, większość skoczków normalnie je podawała, ale wyżej wymienieni panowie po prostu byle jak i z wielkopańskimi minami rzucali w jej kierunku i to było według mnie niegrzeczne. Roar, Lars, Tom i Anders Jacobsen - oni z uśmiechem i zupełnie naturalnie je oddali. Cóż, są skoczkowie i skoczkowie.

Konkurs się toczył, chłopaki skakali. Zrobiłam zdjęcia WSZYSTKIM skoczkom, jacy brali udział w konkursie - miałam listę startową, więc potem wiedziałam, kto i jak. Jeśli więc jesteście zainteresowani młodym pokoleniem fińskich skoczków, zapraszam do albumu na photobuckecie. W zawodach - poza Finami i Norwegami - skakał także Jens Salumäe z Estonii, który trenuje na Puijo, oraz dwóch Amerykanów, którzy jak wyżej. Atmosfera była miła, ciepło, przyjemnie, a wygrał lokalmatador Janne Happonen, z czego się ucieszyłam, a czemu się ucieszyłam, to za chwilę. Po pierwszej serii liderował ex aequo z Roarem Ljøkelsøyem, ale w drugiej skoczył dalej i zwyciężył. Za sobą miał Norwegów: Jacobsena i Roara właśnie. Cała trójka dostała czekoladki Fazera w ramach nagród (jakoś w Lahti zabrakło tak miłego akcentu), a potem je wyżerali na naszych oczach :D Matti Hautamäki, ulubieniec Elken, był dopiero jedenasty i tłumaczył potem, "że wieczorem już nie może...", o co nie omieszkałyśmy go później zapytać :>

Po konkursie zagadałam Mikę, czy nie miałby ochoty na wywiad, a Mika odparł, że miałby, ale że wyjeżdżają. Oto bowiem okazało się, że Norwegowie we środę pod wieczór wybywają do Kuusamo na część dalszą zgrupowania - a my już we środę rano jechałyśmy do Vuokatti :( Mika powiedział więc, że następnym razem, a ja tak smętnie pokiwałam głową... w której za chwilę zrodził się podstępny a szalony plan. "Jedźmy do Kuusamo" powiedziałam Elken, która milczała przez kilka sekund, po czym rzekła: "Czemu nie?" Pognałyśmy do domu, liczyć fundusze i układać szczegółowy plan, ale idea była na rzeczy. Do Kuusamo jechać mogłyśmy, bo co można robić przez pół tygodnia w Kuopio, zwłaszcza pod nieobecność skoczków? Ja miałam urlop, Elken przyjechała popatrzeć na Finlandię, było lato. Vuokatti już leży w połowie drogi między Kuopio a Kuusamo. W Kuusamo jest piękna skocznia, mieli być Norwegowie (patrz: wywiad z Miką oraz zdjęcie z Boskim Tomem Hilde, na które/go się napaliłam, a w Kuopio jakoś przegapiłam okazję), a byli Polacy. Jak sami widzicie, Clio była podówczas w manii wywiadowej i usiłowała pogadać ze wszystkim, co się rusza. Wywiad z nowym fińskim trenerem Polaków, Hannu Lepistö, był czymś godnym uwagi, a wywiad z bożyszczem rodaków Adamem Małyszem mógł rzucić na kolana wszystkich tych, którzy uważają, że Clio poza Finami nie umie nic innego. Dodatkowo plan z przenocowaniem we Vuokatti dawał nam do dyspozycji cały dzień tamże i czas na różne rozrywki :> Zaraz wynalazłam hostel, zarezerwowałam pokój, spakowałyśmy się i poszłyśmy spać, albowiem musiałyśmy wstać o 6 rano :(((

3. Vuokatti - 26 VII 2006

W Kuopio było ciepło i przyjemnie, ale kiedy dotarłyśmy do Vuokatti przed południem - pochmurno, chłodno i deszczowo :/ Najpierw szukałyśmy skoczni - pani z recepcji ośrodka (Instytut Sportu) chciała nas wysłać okrężną drogą (którą chyba szłybyśmy w godzinę), ale uparłam się na skrót przez las i podług torów narciarskich, i o dziwo trafiłyśmy bez problemu. Doszłyśmy w tę głuszę... Nooo, tutaj to dopiero były tłumy, aż słów brakuje :| Mnie tam w sumie nie przeszkadza, gdy na skoczni nie ma kibiców, tylko zawsze mi żal skoczków, którzy skaczą, a nikt ich nie podziwia... Usiadłyśmy sobie na trawie, a przed sobą na piasku narysowałyśmy napis MEDIA. Nieliczni zgromadzeni patrzyli na nas z politowaniem, a ci, co nie patrzyli, zaraz nam podeptali nasz sektor prasowy :/ A nam chodziło o to, by nikt tam nie stanął i nam nie zasłaniał ani skoczni, ani skoczków. W każdym razie nie przesadzę, jeśli powiem, że zawody oglądało dwadzieścia osób. Komentator mówił tak, że do nas dolatywało tylko wtedy, kiedy wiatr wiał w naszą stronę. Skoczkowie chodzili niemrawi, a nam się nawet nie chciało zdjęć robić :/ Ot taka senna atmosfera. Najfajniejsze było to, że Matti wygrał zawody, a to dawało mi pole do popisu.

Jeszcze w Kuopio wymyśliłyśmy pytania do Mattiego Hautamäkiego, Joonasa Ikonena i Janne Happonena, bo oni byli następni w kolejce do wywiadu. Okazało się, że o ile Joonasa i Havu jeszcze miałabym o co zapytać, o tyle z Mattim męczyłyśmy się najbardziej. W sumie Matti nigdy nie leżał w sferze moich zainteresowań, nie żeby pozostali dwaj leżeli, ale... Na Mattiego namówiła mnie oczywiście Elken, bo chciała na niego popatrzeć z bliska, Joonasa zamyślałam od zimy, zaś Havu... Z Havu jest skomplikowana historia, a że mam czas - opowiem. O Janne Happonenie świat usłyszał, kiedy w sezonie 2001-2002 ten 18-latek z Kuopio zdobył tytuł indywidualnego i drużynowego Mistrza Świata Juniorów. Kiedy w czerwcu 2002 na Puijo odbywały się intensywne treningi, przeprowadziłam serię wywiadów (Ahonen, Lindström, Kiuru, Ylijärvi oraz Tommi Nikunen, który właśnie objął posadę trenera reprezentacji) i chciałam też pogadać z tym chłopaczkiem z Kuopio. Umówiliśmy się raz, to odwołał. Umówiliśmy się drugi raz, to przesunął na inną godzinę, aż wreszcie za trzecim razem powiedział, że nie ma czasu, więc dałam mu spokój - skoro nie chce, to nie. Może się wstydzi albo coś? Kiedy we wrześniu 2004 byłam w Zakopanem na LGP, Naczelni SNC zmotywowali mnie, by spróbować teraz z Happonenem, więc zagadywałam go o ten wywiad dla odmiany pod Krokwią. Najpierw coś mruczał pod nosem, że nie może, że nie wie, aż w końcu kompletnie nas olewał. Też mu dałam spokój, bo nikogo nie zamierzam zmuszać do gadania ze mną! Ale kiedy okazało się, że w tymże samym Zakopanem przy okazji tychże samych zawodów LGP dał wywiad naszym konkurentom, Skijumping.pl, zalała mnie krew. I od tej pory wygwizdywałam Happonena, kiedy tylko go zobaczyłam (w telewizji). A im bardziej mi podpadał, tym lepiej :> Po olimpiadzie w Turynie byłam wściekła, bo po jego skoku Finowie stracili szanse na złoty medal w konkursie drużynowym. Natomiast potem stał się cud...

Może trudno w to uwierzyć, ale Janne Happonen stał się głównym tematem naszych rozmów z Elken na gadu-gadu. Nie o Hautamäkim, nie o Ahonenie - dzień w dzień gadałyśmy o Boskim Havu z Kuopio i o tym, jak bardzo go obie nie cierpimy! Nabijałyśmy się z niego strasznie, żartowałyśmy i nie mogło się to skończyć inaczej: po jakimś czasie nabrałyśmy do niego niesamowitej sympatii. Nawet mu kartkę urodzinową w czerwcu wysłałyśmy! Kiedy więc Havu wygrał zawody w Kuopio, naprawdę się cieszyłam: że on, że "chłopak tutejszy", a nie żadni Norwegowie, a Roar w szczególności :> I dlatego napaliłyśmy się na wywiad z Havu - głównie po to, by się przekonać, czy naprawdę jest takim palantem, za jakiego go mamy. O wywiad zapytałam go we wtorek, po konkursie w Kuopio, ale powiedział, że teraz absolutnie nie, bo zaraz jadą do Vuokatti. Powiedział, że umówimy się we Vuokatti we środę. No więc dobrze... We środę, po skoku, Clio podchodzi do Boskiego Havu, a on na mój widok:

- Muszę iść! Nie mam czasu!
- A kiedy będziesz miał?
- Nie wiem!

I poszedł, nawet się nie zatrzymując. To jest właśnie to: kompletne buractwo, prostactwo i chamstwo. Nic się nie zmienił przez te 4 lata. Zachowuje się jak największa gwiazda, którą wszyscy powinni się zachwycać, a on łaskawie będzie owe zachwyty przyjmował, jeśli mu się tak spodoba. Byłam wściekła jak nie wiem kiedy wcześniej, a zdarza mi się to naprawdę rzadko. Miałam ochotę mu po prostu przyłożyć w ten głupi pysk. Miałam ochotę zbić go gdzieś w zaułku. Miałam ochotę nasłać na niego jakichś zbirów, żeby mu do tego tępego łba wbili, że tak się nie postępuje!!! Naprawdę byłam wściekła. Dla odmiany z Joonasem umówiliśmy się na wieczór na siódmą (choć strasznie chłopak kręcił), a i Matti zgodził się bez wahania - na szóstą. Havu zarobił wielką krechę i skasował cały kredyt zaufania, ale i tak miałam prognozy na dwa wywiady.

Pojawiłyśmy się na miejscu spotkania jeszcze przed czasem i długo nie musiałyśmy czekać, bo Matti też pojawił się przed czasem, czym już zrobił na nas pozytywne wrażenie. A potem nieśmiało usiadł i zaczął odpowiadać na moje pytania. I powiem Wam, że nie spodziewałam się, że to wszystko tak super wyjdzie. Matti okazał się bardzo sympatycznym chłopakiem - spokojnym, uprzejmym i bez najmniejszego śladu gwiazdorstwa. Zastanawiał się nad tymi pytaniami, jakbym pytała go co najmniej o zagadki wszechświata. Dumał nad faktami ze swego życia, jakby były to wydarzenia z zamierzchłej przeszłości. Było zupełnie inaczej niż podczas rozmów z Janne Ahonenem na przykład, który z miejsca udzielał krótkiej i zwięzłej odpowiedzi. Matti chyba miał wrażenie, że zdaje maturę, hihi.

- Jak to jest być skoczkiem narciarskim? Dla ciebie pewnie coś zupełnie naturalnego... Kiedy zacząłeś skakać?
- Miałem siedem lat... (myśli) Nie... Chyba sześć... (myśli) A może jednak siedem? (myśli) Jakoś tak sześć albo siedem.

To tak dla przykładu :D Ale i tak hitem wywiadu było to, co Matti powiedział, że lubi robić w wolnym czasie: leżeć na kanapie. Ja się cieszę, że Elken nie zna fińskiego, bo pewnie by wybuchła w tamtym momencie śmiechem :D Wystarczy, że potem non-stop się z tego śmiałyśmy. W każdym razie widać było, że Matti nie traktuje siebie śmiertelnie poważnie, a ma poczucie humoru i dobrze mu z tym. Rozmawiało się naprawdę przesympatycznie i teraz mogę stwierdzić z całym przekonaniem, że jest za co go lubić :) Wiecie, ja nigdy przedtem nie rozmawiałam z Mattim Hautamäkim, więc miałam przemiłą niespodziankę :) Od lat drugi najlepszy skoczek fiński - któremu Happonen może buty wiązać, arrgh.

Kiedy cyknęłyśmy sobie z Mattim pamiątkowe zdjęcia i pożegnałyśmy go, kiedy w oczekiwaniu na Joonasa streszczałam Elken wywiad, przydreptał Vellu. Vellu - taka słodka sierotka, która w ostatnim konkursie Veikkaus Tour zajęła drugie miejsce zaraz za Mattim. Popatrzył w naszą stronę, a ja nie marnując okazji, zaproponowałam, by się przysiadł. Usiadł z rezerwą i nieśmiałością, jakby nie wiedząc, czego możemy od niego oczekiwać, i przez jakieś dziesięć minut posiedział z nami :) Porozmawialiśmy chwilę o jego formie, o jego samopoczuciu, o jego sukcesach, które przecież ma na koncie! Jak na porządnego psychiatrę przystało, usiłowałam przeprowadzić szybką psychoterapię i ostatecznie Vellu odszedł z przekonaniem, że przynajmniej jednego fana wciąż ma. Bo to było straszne, kiedy go spytałam, czy ma wielu fanów, a on odpowiedział, że żadnego... Co się z tym chłopakiem stało? I jak mu pomóc? To niesprawiedliwe, że takie talenty gasną gdzieś po drodze, a takie buraki jak Havu odnoszą sukcesy, wrr :> W każdym razie Vellu ma dopiero 23 lata i jeszcze wiele możliwości przed nim... A ja w niego jak zawsze wierzę - jak w Martina Schmitta...

O godzinie 19 zbliżył się ku nam jakiś pan i pyta, na co czekamy, więc zgodnie z prawdą odparłyśmy, że na Joonasa Ikonena, bo mamy z nim wywiad. Pan powiedział, że to miłe, ale niestety musimy się przenieść, bo on właśnie zamyka :/ Nie napisałam bowiem, że rzecz działa się w w/w recepcji Instytutu, która pełniła też rolę biura zawodów. Cóż, rade nie rade wybyłyśmy na dwór, w ostateczności szykując się na wywiad z Joonasem na świeżym powietrzu. Joonas tymczasem nie raczył się w ogóle pojawić, a ja machnęłam ręką. Joonas to Joonas, nie Janne Ahonen, więc dałam mu spokój i nie wydzwaniałam z wyrzutem. Jeśli daje się deprawować Happonenowi, jego sprawa. Kolejny skreślony z listy. Wróciłyśmy do naszego hostelu, pełne wrażeń po Mattim i Vellu, już myśląc o jutrzejszej podróży do Kuusamo. Było nam miło i przyjemnie i tylko zmęczone byłyśmy, bo ostatecznie poprzedniej nocy spałyśmy ledwo 5 godzin, a na nogach byłyśmy od szóstej :/

4. Kuusamo - bonus :P

Jak Clio i Elken postanowiły się dostać do Kuusamo? Ano oczywiście najbardziej zabawnym środkiem transportu czyli stopem. Był koniec miesiąca, więc dużo na koncie już nie miałam, a fundusze Elken też były ograniczone - stop wydawał się idealnym rozwiązaniem :D Problemem było natomiast to, że Vuokatti/Sotkamo za cholerę nie leży na drodze do Kuusamo. Musiałyśmy najpierw dostać się do Ristijärvi, które leży owszem. Ale z Sotkamo do Ristijärvi było 50 kilometrów. W samym Sotkamo zatrzymał się już pierwszy samochód, na jaki machałam, a jadąca nim pani podwiozła nas 5 kilometrów. A potem jak już weszłyśmy na drogę do Ristijärvi, to się zaczął... hardcore. To była niemal wiejska droga, po której jeździło jedno auto na kwadrans. Clio oczywiście promieniała optymizmem (przecież zawsze w końcu ktoś się zatrzyma :D), Elken była nieco bardziej sceptyczna, ale maszerowałyśmy sobie poboczem przez kilka kilometrów, marznąc także, bo dzień był chłodny :/ W końcu nie miałyśmy już sił iść i po trzech godzinach musiałyśmy spojrzeć prawdzie w oczy i uznać, że sytuacja jest poważna. Była godzina 13. Stwierdziłyśmy, że dalej nie idziemy - stanęłyśmy po dwóch stronach drogi i każda machała. Uznałyśmy, że albo jedziemy do Kuusamo, albo wracamy do Vuokatti - zależy od tego, co się zatrzyma :D I wyobraźcie sobie, że nareszcie zatrzymał się jakiś gość - naturyzowany Szwed, który jechał do Norwegii na ryby :| Zabrał nas do upragnionego Ristijärvi, gdzie po skorzystaniu ze stacji beznynowej (wc, herbata z ciachem plus lokalna prasa) udałyśmy się pod tablicę KUUSAMO 202 i łapałyśmy. Oczywiście było o wiele łatwiej, bo to główna droga do Kuusamo i natężenie ruchu też odpowiednio większe :D Dość powiedzieć, że te 200 km przemierzyłyśmy w niespełna 1,5 godziny, podczas gdy wcześniejsze 50 zajęło nam w sumie ponad 4 :DDD Tutaj warto się zatrzymać na chwilę, by pokontemplować urozmaicone tereny wschodniej Finlandii. Może się Wam to wyda dziwne, ale droga z Kajaani do Kuusamo na odcinku 250 km wygląda identycznie: szara droga, zielone sosny, różowofioletowa wierzbownica oraz od czasu do czasu jezioro. A jeszcze rzadziej jakaś osada ludzka. Robi wrażenie. W Kuusamo byłyśmy więc przed 15.30, a hostel zamykano nam zaraz i właściwie się spóźniłyśmy, ale na nas zaczekano, a przy okazji przyplątał się dodatkowy klient, co trochę złagodziło niezadowolenie w stosunku do nas oraz nasze wyrzuty sumienia. Pod wieczór, kiedy już wypoczęłyśmy, poszłyśmy na miasto, zjadłyśmy pizzę, przy której ułożyłyśmy pytania do Miki, Hannu i Adama, sprawdziłyśmy połączenia z Ruką i zmarzłyśmy oczywiście, bo było +11 i wiało :| Nie ma to jak upalne lato...

W piątek pogoda powitała nas słoneczna, a było nawet +13! Zajechałyśmy do Ruki przed dziesiątą i zaraz poszłyśmy na skocznię, gdzie... skakali! Juppi! Skakali Polacy, Norwegów ani śladu, więc przycupnęłyśmy sobie w okolicach wyciągu, akurat w jakimś zaciszu, gdzie nie wiało, za to grzało przyjemnie słoneczko, i obserwowałyśmy trening, co było trudne, bo słońce dość dokładnie dawało po oczach zza skoczni, a że to wielki obiekt, rozbieg ginął gdzieś tam daleko i nawet nie było słychać skoczków zjeżdżających po rozbiegu. Przywitałam się najpierw z moim ulubieńcem Robertem Mateją, potem kolejno wszystkich skoczków prosiłam o fotki, a na końcu odważyłam się zagadać Adama. Idzie Adam ze skoczni, na mnie nie patrzy, ja staję mniej więcej obok jego trasy i mówię:

- Katarzyna Gucewicz, Skokinarciarskie.pl.
a Adam:
- Wiem.

LOL. W każdym razie nawet nie raczył się zatrzymać, tylko rzucił, że po treningu może z nami porozmawiać. Cóż. Trening zresztą niedługo się skończył, chłopcy się przebierali, a my czekałyśmy na trenera Lepistö. Gdy w końcu się pojawił, Clio przystąpiła do rzeczy i choć Hannu sprawiał wrażenie mało zainteresowanego, ostatecznie umówiliśmy się na za dwadzieścia minut w hotelu. Hannu nie wiedział co prawda, jak się hotel nazywa, ale wspólnie ustaliliśmy, że ten największy. Hannu w ogóle sprawia wrażenie, jakby mało wiedział, ale o tym za chwilę. Adamowi wyłożyłam sprawę i okazało się, że podana przezeń godzina pasuje idealnie. Tak w ogóle to miałyśmy farta, bo ten trening, na który przyszłyśmy, był ostatnim, jaki Polacy mieli w Kuusamo, a już pod wieczór wracali do Polski. Podreptaliśmy wszyscy do hotelu - bo to zaraz obok - i o godzinie wskazanej pojawił się dumny i blady Hannu Lepistö, trener reprezentacji Polski.

To był jeden z najdziwniejszych wywiadów, jakie w życiu zrobiłam, o ile nie najdziwniejszy. Hannu sprawia wrażenie, jakby się znalazł na miejscu przez przypadek. Wydawać by się mogło, że 60-letni trener, który ma na koncie sukcesy z wieloma reprezentacjami, będzie osobowością na miarę Kojonkoskiego albo w ogóle jakąś osobowością. Tymczasem Hannu siedział tam i przy każdym pytaniu wysyłał mi niewerbalny przekaz: "Czemu ty mnie o to pytasz, kobieto?" Zupełnie jakby mówił o czymś, co go w ogóle nie interesuje, na czym się nie zna i na co dzień nie zajmuje, zonk. Rozkręcił się jedynie przy pytaniu o skoki kobiet i to tak, że odpowiedź zajęła mi całą stronę A5, podczas gdy wcześniej odpowiadał w dwóch-trzech słowach. Ja nie wiem, czy on nie udziela wywiadów??? Ale najlepsze i tak było na koniec, kiedy zapytałam go o życie prywatne...

- Czym zajmujesz się w wolnym czasie?
- Jaaaa???

oraz:

- A rodzinę masz?
- Mam.
- Masz syna, prawda?
- Tak.
- Jednego?
- Tak.
- A córki?
- Nie.

No i bądźcie mądrzy, jak tu wywiad robić??? I nie sprawiał wrażenia, jakoby nie chciał mówić, a ja go bezczelnie wypytywałam - nie, sprawiał wrażenie, jakby zupełnie nie rozumiał, po co ma mówić. Cóż... Jak dla mnie to on zapomniał rano wziąć tabletki na swojego Alzheimera, howgh.

Potem Hannu poszedł, ja streszczałam Elken, co się działo, a potem przyszedł Adam, rozsiadł się na kanapie i spytał protekcjonalnie, czego od niego chcemy. A my zaraz sprowadziłyśmy go na ziemię, że chcemy wywiadu. Ostatecznie z Adamem rozmawiało się zupełnie ok, był naturalny, zero gwiazdorstwa, zero uniesień, no ale to Adam. Bałam się, że może być gorzej, bo do tej pory jakoś nasze relacje nie układały się na linii idol-fan i nie bez powodu. Jednak w Kuusamo gadało się sympatycznie i złego słowa nie dam na niego powiedzieć. Przy okazji dowiedziałyśmy się, że Norwegowie mieli być, ale jakoś nie dojechali i nikt ich nie widział :| A ja zaczęłam podejrzewać, że sprawdziły się moje pesymistyczne przypuszczenia.

Kiedy już załatwiłyśmy "naszych", wróciłyśmy na skocznię, bo co było do roboty? Obcykałyśmy się z K120, obcykałyśmy z K65 oraz z reniferem, który się na igelicie załatwiał, pogrzałyśmy na słoneczku, a potem zaszłyśmy do budynku, który stoi przy skoczni, a w którym pewnie mieści się lokalne biuro centrum sportowego. Akurat siedział we środku jakiś miły pan, którego wypytałyśmy na okoliczność Norwegów, a który powiedział, co następuje: Kiedy Mika Kojonkoski dowiedział się, że na skoczni Ruka od tygodnia bez przerwy wieje i warunki są, łagodnie mówiąc, do dupy, odwołał zgrupowanie. Pan spod skoczni nie wiedział, czy zostali w Kuopio czy cokolwiek, ale i tak podziękowałyśmy mu wylewnie za info, a ponieważ nie miałyśmy w Kuusamo już nic do roboty, podjęłyśmy nagły plan, że wracamy do Kuopio :D Innymi słowy: hardcore część II :D

Nie chciało się nam czekać na autobus do Kuusamo, więc poszłyśmy łapać stopa (ostatecznie to 25 km) - zaraz zatrzymało się dwóch facetów, którzy, jak powiedział jeden z nich, najpierw myśleli, żeśmy facet z kobietą (nie chcę wiedzieć, którą z nas wzięli za faceta), ale gdy dopatrzyli się prawdy, zatrzymali. Pan kierowca oświadczył się Elken i musiałam ratować ją przed niechybną katastrofą małżeńską - powiedziałam, że Elken chce mężczyznę, który ma dużo reniferów, a w/w pan niestety nie posiadał ani jednego. Buahahahahaha. W Kuusamo zaraz się spakowałyśmy i... wyruszyłyśmy na wylotową do Kajaani, szukać szczęścia, a dokładnie transportu. Czy Wy sobie wyobrażacie, że ostatni autobus odchodzi z Kuusamo o godzinie 14??? A to było po 15! Stałyśmy tak, nikt się nie zatrzymywał, ale wreszcie ktoś nas zabrał i podwiózł kilka-naście kilometrów. I wysadził w szczerym polu. Potem inny pan nas podwiózł kolejne kilka-naście i takoż samo wysadził w szczerym polu. I to był naprawdę hardcore. Miałyśmy świadomość, że tym razem żaden autobus nas nie podwiezie, była godzina 17 i gdyby nikt nas nie zabrał, musiałybyśmy spędzić noc pod gołym niebem, bo tam naprawdę NIC nie ma. Ale oczywiście zawsze w końcu ktoś się zatrzyma. Stałyśmy tam na przystanku, pomstując na każde auto, które w wielkim pędzie przemykało obok, ja się od czasu do czasu odwracałam, by popatrzeć z wyrzutem i nienawiścią na owych kierowców :> a w duchu wygrażać im i czynić niecenzuralne gesty :> i właśnie podczas jednego z takich obrotów zauważyłam, że chyba jedno auto wykonuje manewr zawracania. Wyobraźcie sobie, że jeden z kierowców rzeczywiście minął nas, ale potem zlitował albo zaciekawił, i wrócił po nas - akurat w chwili, kiedy myślałam, że może ktoś tak zrobi (i jak nie wierzyć we wspólnotę myśli?). Pan jechał - o zbawienie! - do samego Kajaani i zgodził się nas zabrać. A potem zawiózł nas na dworzec kolejowy, a kiedy okazało się, że pociąg do Kuopio odjechał, ale za to za 15 minut odjeżdża autobus do Kuopio, zapakował nas do auta i zawiózł na dworzec autobusowy. Tacy są Finowie! Zdążyłyśmy idealnie, a przed 23 byłyśmy w Kuopio. Pełen sukces.

O sobocie i niedzieli nie ma co pisać, bo po Norwegach rzeczywiście wszelki ślad zaginął, na skoczni było zimno, więc długo nie wytrzymałyśmy i tylko po mieście sobie połaziłyśmy (i pizzerię Rosso zaliczyłyśmy - tym razem bez pytań), bo do tej pory Elken z całego Kuopio widziała tylko Puijo, moją dzielnicę oraz dworce :PPP W niedzielę w nocy jechała zresztą do Helsinek, skąd wracała do domu. I tak to wyglądało w wielkim skrócie.

Ogólnie rzecz biorąc cała impreza pt. Finlandia Veikkaus Tour 2006 udała się o wiele lepiej, niż mogłam się tego spodziewać czy przypuszczać. Elken zaliczyła cztery z sześciu ośrodków skokowych Finlandii i w 10 dni zrobiła ponad 1500 km (a ja z nią). Zrobiłyśmy cztery z planowanych ośmiu (bo w międzyczasie zachciało się nam jeszcze Janne M. - pewnie by go wypytać o sekretny romans z Tommim N.) wywiadów. Obejrzałyśmy trzy konkursy skoków i kilka treningów. Zaliczyłyśmy Finów, Norwegów i Polaków. Zrobiłyśmy prawie 1000 zdjęć. Było po prostu SUPER. A ja zupełnie pozbyłam się śladów przeziębienia - nic innego nie było możliwe podczas 10-dniowej nieprzerwanej głupawki... Wielkie dzięki, Elken! :)))



[ WSPOMNIENIE 14 ][GALERIA][ WSPOMNIENIE 16 ]