NOWY SEZON - NOWE WYZWANIA
kolejny sezon marzeń ?

- SUOMEN MESTARUUS 2002 -
Lahti i Rovaniemi
© CLIO I 2002 Kuopio

      LAHTI K116

      I oto znów jestem w Kuopio - już do lata. Nie bedzie już żadnych ferii świątecznych i kilkudniowych powrotów do domu. Znów słucham sobie 'High Hopes' Floydów (prawdopodobnie dlatego, że nie mam na kompie nic innego...) i znów piszę o skokach. Tym razem jednak będzie o czymś innym, niż było do tej pory - nie będzie o Pucharze Świata, ale o Mistrzostwach Finlandii w skokach narciarskich, które odbyły się 16 stycznia 2002 w Lahti. A na których miałam okazję być.

      Przed przyjazdem do Kuopio powiedziałam sobie, że jest kilka imprez, które muszę na 100% w Finlandii zaliczyć: PŚ w Kuopio, PŚ w Lahti, MF oraz koncert - przynajmniej jednen - HIMa. Obecnie wiem, że to ostatnie raczej do skutku nie dojdzie, a to z tej prostej przyczyny, że HIM nie planuje trasy po Finlandii, a przynajmniej nie przed jesienią. Prawdopodobnie wstydzą się przed własną publicznością ostatniej, beznadziejnej płyty... :) No więc nawet swój powrót z Polski do Kuopio ustaliłam tak, by po drodze zaliczyć Lahti i tamtejszą imprezę na dużej skoczni. Dlatego właśnie telepałam się ze wszystkimi manelami tzn bagażami przez cztery dni i to było straszne. Chyba rzeczywiście powinnam zakręcić się koło Jaśka, jak mi to doradzała znajoma: bagaży mi nieść nie będzie, ale może wynajmnie tragarza?

      W Lahti byłam we wtorek wieczorem, a co robiłam później - nie napiszę, bo rodzice by mnie do końca życia z domu nie wypuścili [oni i tak tych tekstów nie czytają... /DANI]. No, mogę napisać, że o 22ej stanęłam pod skocznia - właściwie pod wszystkimi trzema, ale to szczegół. Najważniejsza mimo wszystko była K116, która w dalszym ciągu nie ma nazwy, choć na upartego można by ją nazwać Salpausselkä albo jakoś podobnie, bo to jest nazwa całego obszaru sportowego w Lahti. Tak jak u nas Puijo... No więc znalazłam się pod skocznią, którą tak bardzo lubię... Ja w ogóle lubię Lahti, choć może o tym jakoś wcześniej nie wspominałam. Lahti jest bliskie memu sercu właściwie z tego tylko powodu, że tam urodził się i mieszka mój ulubieniec, Janne Ahonen. Lahti zawsze było dla mnie szczególnym miejscem i w pewien sposób dalej jest, choć naocznie stwierdziłam, że jednak wolę Kuopio i Puijo. No bo widzicie, choć jestem w Finlandii już czwarty miesiąc, w Lahti byłam dopiero po raz pierwszy. Jakoś tak wyszło... Wracając do tematu. Skocznia była slicznie oświetlona, 116 metr podświetlony (nie oszczędzają na elektryczności jak tu w Kuopio :) ), wokół żywej duszy, cisza, spokój... Nawet wiatru nie było. Wyobrażacie Sobie? Jest styczeń, rzekomo najzimniejszy miesiąc w Finlandii, gdy temperatury -30 stopni są na porządku nocnym i nawet dziennym, a tymczasem w Lahti pogoda wiosenna. Było na plusie, no i właśnie nic nie wiało. Bardzo to dziwne, ale jednocześnie... jakieś urokliwe. Jakby nic nie chciało mi zakłócić tej magicznej chwili, tego pierwszego spotkania ze skocznią. Wiem, może wielu z Was zastanawia się, co to za brednie ja tu wypisuje [no właśnie /DANI]. A ja nic nie poradzę na to, że kocham skocznie narciarskie, a te fińskie znaczą dla mnie bardzo wiele. Z pewnością wśród Czytelników znajdą się podobni do mnie, prawda? [Prawda :) /DANI]. Pod skocznia w Kuopio stałam za pierwszym razem godzinę, a później codziennie tam przychodziłam - mimo że mieszkałam o godzinę drogi od niej (teraz mam 15 minut). Dziś też byłam 'przywitać się' z Puijo. Usiadłam sobie na buli K90 i było fajnie.

      No ale miało być o Lahti :) Nazajutrz pojawił się wiatr - około 2 m/s, ale miałam nadzieję, że do wieczora się uspokoi i nic nie zakłóci konkursu. Przedtem przeszłam się do siedziby Lahden Hiihtoseura, zagadałam, dostałam całą masę materiałów o Lahti, no i ogólnie było miło. Przy okazji zostałam obdarowana listą startową imprezy i wiedziałam już, że biorą w niej udział wszyscy fińscy skoczkowie, a przynajmniej - wszyscy z czołówki. Muszę przyznać, że jechałam do Lahti na ślepo, gdyż niemal do samego konkursu nie było wiadomo, czy A-Team (nie, nie TA A-Team :) ) weźmie udzial. Powiedziałam sobie jednakże, że nawet jeśli nie, to skoki zobaczyć warto. I Lahti. Z całym tym 'bagażem' (właściwy bagaż zostawiłam na dworcu) poszłam do kafejki, bo zmrok już zapadał (było po 14ej) i oddałam się lekturze, jednocześnie ciągle zerkając na skocznię. Bo pod skocznią, a właściwie obok, jest budyneczek (całkiem spory), gdzie mieści się m.in kawiarnia, informacja turystyczna, a także Muzeum Narciarstwa, do którego przejdę się następnym razem. Rozkład dnia był taki, że rano odbyła się kombinacja norweska, na którą zaspałam - dotarłam akurat, jak przyjeżdżali na metę (1 - Samppa Lajunen (VT), 2 - Hannu Manninen, 3 - Jaakko Tallus, 4 - Antti Kuisma (VT) - skrot VT oznacza Vieraileva Tähti czyli zespół rockowy, gdzie grają również Ville Kantee i Jussi Hautamäki) - a po południu skoki na K116. Na 16:15 zaplanowane były dwie serie treningowe, a na 18tą - konkurs główny. Po tym więc jak wypiłam herbatkę, poszłam się pokręcić po skoczni, a właściwie wokół niej. Ludzie, którzy oglądali kombinacje, już się zmyli i znów było pusto, cicho i spokojnie. Kręcę się, krecę, patrzę, a pod stadion zajeżdża niebieski samochód. Myślę sobie: Ani chybi, Jasiek. Byłam za daleko, by widzieć, czy to istotnie jego BMW, ale szybko podeszłam bliżej. Na całe szczęście zagadał się z kimś i zdążyłam podejść. I wtedy okazało się, że Janne Ahonen jest jedynym człowiekiem na świecie, na widok którego odbiera mi mowę. Zdołałam tylko powiedzieć 'Hei' i zapytać, czy mogę cyknąć zdjęcie. Z drugiej strony on też w stosunku do obcych rozmowny nie jest - odpowiedział 'Yeah...' i na tym skończył się nasz dialog. Potem jeszcze kilkakrotnie się z nim i innymi skoczkami mijałam i również nic nie gadałam - wyznaję zasadę, że lepiej jest milczeć, niż gadać coś głupiego. A odnoszę dziwne wrażenie, że cokolwiek bym powiedziała, przez NICH zostanie to odebrane jako mało mądre. Łaziłam więc tam tylko, usiłując ukryć aparat w dłoni i szczerząc się do Jaśka, Mattiego, czy innych. Gdy już stwierdziłam, że dość tego dobrego, poszłam znów pod skocznie i cyknęłam zdjęcie tejże (kolejne - ale tym razem ze mną... :) ), i właśnie wtedy okazało się, że baterie mam na wyczerpaniu (jeszcze od zawodow w Kuopio). Na całe szczęście do treningu było jeszcze prawie pół godziny, pognałam więc na dworzec autobusowy i się zaopatrzyłam. W fińskich miastach wszędzie jest blisko - Lahti jest może i piątym co do wielkości, ale w dalszym ciągu to ledwo 105 000 ludzi - tylko Jasiek mieszka 5 km od centrum, na jakimś "zadupiu" [hehe /DANI]. No w sumie to całkiem ładna okolica... Zdążyłam wrócić na czas i zaczęła się koekierros czyli seria próbna. Zdobyłam się na odwagę i spytałam jednego przedskoczka (koehyppääjä), kto wygra. Musiał być stamtąd :), bo odpowiedział, że Janne Ahonen. (A tak w ogóle to mój fiński jest coraz lepszy...) Próbna się zaczęła, a potem następna... Przyznam szczerze, że nie pamiętam, kto latał najdalej. Chyba Matti. A moze Tami? Nie, nie będę kręcić. Wiem tylko, że nie Janne A... Później była chwilka przerwy, a punktualnie o 18ej zaczął się konkurs. Zawodników przystąpiło 42, więc oczywiście nie odbyła się żadna kwalifikacja. Zresztą w drugiej serii też skakali wszyscy i to chyba było najlepsze. Po drodze zaczął padać śnieżek, ale na szczęście szybko przestał. Bo może to i ładnie wyglada: oświetlona skocznia i śnieżek wirujący w powietrzu, ale mimo wszystko dla samego konkursu lepiej jest, gdy nic nie pada. Wiatr chyba istotnie trochę się uspokoił, choć to akurat trudno ocenić stojąc u podnóża skoczni. Po pierwszej serii wyniki przedstawiały się następująco: szósty był Janne Ahonen - zaliczył tylko 111 metrów, ale prawdopodobnie to przez ten śnieg na rozbiegu; piąta lokatę okupował Tami Kiuru - o metr więcej; czwarty był Risto Jussilainen - 115,5 metra; trzecie miejsce zajmował Matti Hautamäki - 114,5, ale sędziowie ocenili jego styl na lepszy o 3 pkt niż Kssysia. Vice-liderem po pierwszej serii był Veli-Matti Lindström - trafił dokładnie w punkt K i noty też miał ładne (2x18,5, 3x19 pkt). Zastanawiacie się kto prowadził? Otóż nie kto inny jak młody Janne Happonen z Puijon Hiihtoseura (Puijo rządzi!!!). Uzyskał 119,5 metra i to przy notach jeszcze lepszych niż Vellu - prowadzil o niemal 7 punktów. Było to niejako zaskoczeniem, jakkolwiek starzy wyjadacze chleba stawiali wszystko, że Janne nie wygra konkursu - wiecie, nerwy i te sprawy... Pojawiało się pytanie, kto w takim razie? Matti jest w tej chwili w rewelacyjnej dyspozycji, ale Vellu trenuje w Lahti i zna tę skocznię na wylot. Poza tym też jest świetnym zawodnikiem, co pokazał choćby podczas ostatnich zawodów w Willinen. Raczej wątpliwe było, czy Janne Ahonen, wbrew nadziejom przedskoczka i moim, zdoła wygrać. A Risto jakoś ostatnio słabiej skacze. Musieliśmy więc poczekać na drugą serię. I znów było wiele emocji, choć - jak już onegdaj wspominałam - na skoczni inaczej oglada się zawody niż na przykład w telewizji. Gdy przyszło do czołówki, wszyscy (no, było nas [kibiców] tam więcej niż w Predazzo, ale o wiele mniej niż w Kuopio) czekaliśmy z zapartym tchem. Najpierw Kimmo Yliriesto z Ounasvaaran Hiihtoseura (Ounasvaara jest baaardzo na północy, koło Rovaniemi), którego znamy już z Pucharu Świata, poszybował na odleglość 120,5 metra. Z dziesiątego miejsca przesunął się ostatecznie na szóste. Kalle Keituri (Puijon HS) skoczył 115,0 i pozostał na dziewiątym. Ville Kantee uzyskał 'tylko' 113 i spadł na dziesiąte. Siódmy na półmetku Toni Nieminen skoczył 116,5 i też pozostał na siódmym. Janne Ahonen pokazał, że nie wolno go spisywać na straty - spiął się w sobie i po nienagannym locie (3x19, 2x19,5 pkt - najwyższa nota za styl w drugiej serii) wylądował na 121 metrze. W tym momencie zdecydowanie prowadził. Tami Kiuru, kolega Jaśka z LHS, zaliczył tylko 114 i ostatecznie uplasował się na ósmym. Risto Jussilainen - tylko 116,5 i cztery punkty straty do Janne. Matti skoczył 121 metrów i musiał objąć prowadzenie. Vellu natomiast zaliczył najdluższą odległość dnia - 123 metry. Wyprzedził Mattiego o niemal 6 punktów. Na wieży pozostał już tylko Janne Happonen. Sama ostatnio najeżdżałam na polskich specjalistów od skoków za krytykowanie trenera Tajnera, ale teraz odważę się stwierdzić, że Pekka Niemelä za długo trzymał Janne na belce. Oczywiście, trzeba było czekać na odpowiednie warunki, ale chłopak się przez to dodatkowo zestresował. Skoczył tylko 109 metrów i ostatecznie spadł na piąte miejsce. I wszystko było jasne.

      Mistrzem Finlandii na dużej skoczni - po raz drugi z rzędu - został Veli-Matti Lindström z Lahden Hiihtoseura. Srebrny medal przypadł Matti Hautamäkiemu, zaś brązowy - Janne Ahonenowi. Mnie osobiście najbardziej cieszy to ostatnie - fakt, dziwne, że cieszę się z trzeciego zaledwie miejsca Jaśka, ale lepsze trzecie niż niższe. Cały czas w niego wierzę - z pewnością już niedługo wróci do swej mistrzowskiej formy i przypomni młodym Finomankom, że jest najlepszym fińskim skoczkiem ostatniego dziesięciolecia. W każdym razie ja przez całą drogę do Kuopio spiewałam sobie pod nosem: Janne on kolmas... (czyli Janne jest trzeci). I strasznie cieszę się, że mogłam być na tych Mistrzostwach. Plan jest więc wykonany na razie w 40%. Teraz myślę z nadzieją na PŚ w Lahti i na MF na małej skoczni oraz drużynowe w kwietniu w Rovaniemi...

WYNIKI

Mistrzostwa Finlandii indywidualne - Lahti K116 (16 stycznia 2002)
lp skoczek klub punkty 1 skok (m) 2 skok (m)
1 Veli-Matti Lindström LahdenHS 245,6 116 123
2 Matti Hautamäki PuijonHS 239,8 114,5 121
3 Janne Ahonen LahdenHS 231,4 111 121
4 Risto Jussilainen JyväskylänHS 227,5 115,5 116,5
5 Janne Happonen PuijonHS 223,7 119,5 109
6 Kimmo Yliriesto Ounasv.HS 221,9 107 120,5

[ LAHTI K116 ind. ] [ ROVANIEMI K90 druż. ] [ ROVANIEMI K90 ind. ]
[ GALERIA z LAHTI ] [ GALERIA z ROVANIEMI ]